Wykazu szkół, w których można kupić jogurt żąda od prezydenta Lublina radny PiS. I chce, żeby tym sprzedawcom, którzy nie dadzą się przekonać, że handel nabiałem to świetny interes, nie przedłużać najmu sklepików.
Ratusz ma obowiązek przygotować wykaz, o który radny prosi. - Na odpowiedź mamy czas do 27 stycznia - informuje Ewa Dumkiewicz-Sprawka, dyrektor Wydziału Oświaty i Wychowania w lubelskim Urzędzie Miasta. Nikt tam jednak nie wie nawet, w ilu szkołach są sklepiki. Bo takich statystyk nikt dotąd nie prowadził. W grę może wchodzić ponad 80 placówek, które będzie trzeba wziąć pod lupę i sprawdzić, czy są w nich dostępne jogurty.
- Do dyrektorów szkół drogą mailową wyślemy prośbę o przekazanie nam informacji, a potem sporządzimy zestawienie - mówi Dumkiewicz-Sprawka.
Po co radnemu taki raport? - Prezydent powinien przeanalizować ten wykaz i polecić dyrektorom szkół, żeby porozmawiali z właścicielami sklepików i nakłonili ich do sprzedaży jogurtów - stwierdza Podkański.
•Ale dla takich produktów trzeba kupić lodówkę. A jeśli się to sklepikarzom nie opłaci?
- Jeśli w jednych szkołach ma się opłacić, to dlaczego w innych nie? Poza tym nie przesadzajmy z tymi kosztami. Sam w domu mam lodówkę. Nie można zarabiać kosztem zdrowia uczniów. A jeśli jakiś słodki kramik tego nie zrozumie, to nie chcę mówić, że dyrektor go ze szkoły wyprowadzi, ale nie powinien z nim podpisywać następnej umowy.
Podkański, w swym piśmie do prezydenta wyraża też zaniepokojenie tym, że część uczniów wyrzuca w szkole kanapki przygotowane im przez rodziców.