Pogorszył się stan 20-letniego Rafała rannego w eksplozji w bloku przy ul. Skrzatów. Do wybuchu doszło, gdy student rozbrajał pocisk.
Tuż po eksplozji stan 20-latka był znacznie lepszy. - Rozmawiał z naszym policjantem - relacjonuje Witold Laskowski z lubelskiej komendy. - Pytał, co się stało z jego okiem.
Dramat rozegrał się w czwartek po godz. 17.30 w mieszkaniu na parterze czteropiętrowego bloku przy ul. Skrzatów. Student chemii rozbrajał w swoim pokoju pocisk. Wtedy doszło do eksplozji.
W pokoju studenta policja zastała pokaźny skład amunicji. Ewakuowano wszystkich 140 mieszkańców bloku. - Właśnie wracałem z kościoła. Nie mogłem już się dostać do domu - opowiada Bolesław Mroziński. - Osiem osób nocowało w ustawionym przez nas ogrzewanym namiocie - mówi Michał Badach ze straży pożarnej.
- Policjanci dali mi wejść do domu tylko na kilka sekund - wzdycha Danuta Michalak. - Musiałam wrócić po leki. Nocleg w hotelu załatwił nam prezydent - dodaje.
- Poprosiliśmy lekarzy, by w namiocie wydawali leki tym, którzy nie zdążyli ich zabrać z domu - mówi Jerzy Ostrowski, z wydziału kryzysowego Urzędu Miasta.
Lokatorzy mogli wrócić do mieszkań dopiero o godz. 5 rano, gdy wojskowi saperzy z Dęblina wywieźli całą amunicję na poligon w Jagodnie koło Łukowa.
Po wyjściu ze szpitala student stanie przed sądem. Śledczy chcą mu postawić zarzut sprowadzenia zagrożenia życia wielu osób. Za takie przestępstwo grozi nawet 10 lat więzienia.
Nieoficjalnie wiadomo, że mieszkająca ze studentem babcia - była prokurator - wiedziała o groźnej pasji chłopaka, ale nie powiadomiła o wszystkim policji.