Miasto chce pozbyć się działki z domkiem, którą dostało w spadku. Ratusz dostaje też samochody, biżuterię, czy mieszkania. – Takich przypadków jest coraz więcej – mówią urzędnicy.
Ratusz dostał działkę w spadku po mieszkającej w Lublinie osobie, która zmarła w 2008 r. Tak zdecydował sąd. Podobne wyroki zapadają wtedy, gdy zmarły nie ma innych ustawowych spadkobierców i nie sporządził testamentu, albo wtedy, gdy spadkobiercy nie chcą przyjąć majątku wraz z długami spadkowymi.
Takich wyroków jest coraz więcej. W 2008 r. miasto pięciokrotnie dostawało spadek, w roku 2010 takich przypadków było osiem, a rok później już piętnaście. – W zeszłym roku miasto przejmowało spadek 24 razy – dodaje Ligęza.
Spadki bywają kłopotliwe. Dlatego na sprzedaż został wystawiony m.in. dom-bliźniak przy Nowogródzkiej. W tym przypadku prezydent stwierdził, że czekających na miejski lokal na taki luksus nie stać, dom wymaga remontu, a dzielenie go na mieszkania byłoby drogie. Spadek skomplikował też władzom miasta sprzedaż udziałów w jednej ze staromiejskich kamienic prywatnemu inwestorowi. Gdy miasto było pewne, że sprzedało wszystko, czego było właścicielem okazało się, że sąd przyznał miastu jako spadek kolejne udziały w tej samej nieruchomości.
Miasto dostaje w spadku nie tylko mieszkania, garaże i samochody. W przejętym mieszkaniu ponad rok temu odkryty został sejf, a w nim kosztowna biżuteria: pierścionki, kolczyki, łańcuszki. Miasto sprzedało precjoza za ok. 20 tys. zł.
Ale zdarza się również, że ktoś zapisuje spadek świadomie. W 2009 r. prowadzony przez miasto dom dziecka otrzymał komfortowo urządzone 100-metrowe mieszkanie w śródmieściu po zmarłej pani Stefanii. W testamencie zapisała mieszkanie domowi dziecka i zastrzegła, że musi służyć dzieciom. Pani Stefania, była samotną, schorowaną kobietą. Nie miała najbliższej rodziny, zaś daleka rodzina przez dwa lata walczyła w sądzie o przejęcie majątku.
Sąd prawomocnym wyrokiem orzekł, że spadek należy się domowi dziecka. Do mieszkania trafili wychowankowie kwalifikujący się do usamodzielnienia. Później trzeba było jeszcze sprawdzić pozostawioną przez zmarłą bankową skrytkę depozytową. Bank nawet specjalnie wzmocnił ochronę. W skrytce nie było jednak kosztowności, a jedynie stare dokumenty i osobiste pamiątki.