Powtórzenia referendum w sprawie górek czechowskich żąda jeden z mieszkańców Lublina, który złożył oficjalny protest do Sądu Okręgowego. Twierdzi, że głosowanie przeprowadzono wbrew przepisom. Sąd w ciągu 14 dni musi orzec, czy faktycznie naruszono prawo i czy mogło to wpłynąć na wynik głosowania
Do oprotestowania referendum miał prawo każdy, kto był uprawniony do głosowania. Pismo do sądu trzeba było złożyć w ciągu 7 dni od ogłoszenia wyników w wydawanym przez wojewodę Dzienniku Urzędowym Województwa Lubelskiego.
W ostatniej chwili swój protest złożył Janusz Polanowski, jeden z mieszkańców Lublina, którego zdaniem złamany został przepis o stemplowaniu kart do głosowania.
Według Polanowskiego niezgodna z prawem była instrukcja
pracy przekazana przez Ratusz komisjom pracującym w lokalach do głosowania. Chodzi o stwierdzenie, że „zaleca się ostemplowanie wszystkich kart przed otwarciem lokalu”, a jeśli zabraknie czasu, należy je opieczętować tuż po otwarciu lokalu i „możliwie przed rozpoczęciem wydawania kart”.
Zdaniem mieszkańca „hurtowe” stemplowanie, którego wymagała instrukcja Miejskiej Komisji ds. Referendum było sprzeczne z Ustawą o referendum lokalnym. Ustawa mówi, że „wydając kartę do głosowania, obwodowa komisja opatruje ją własną pieczęcią”.
– Jest mi trudno ocenić, ile osób z tej przyczyny zrezygnowało z udziału w referendum lokalnym. Z pewnością jednak w Lublinie są wyborcy o wysokim poziomie kultury, w tym świadomości prawnej, którzy mogą bojkotować referendum przeprowadzane z jawnym pogwałceniem obowiązującego w Polsce prawa – stwierdza Polanowski w swym proteście do Sądu Okręgowego. Twierdzi, że mogło się to odbić na frekwencji, która okazała się za niska, by referendum było ważne.
Przypomnijmy: do ważności konieczny jest udział 30 proc. uprawnionych, a na głosowanie poszło niespełna 13 proc.
– Na frekwencję w referendum mogły wpłynąć, i zapewne wpłynęły, również dwie inne okoliczności – przekonuje autor protestu złożonego w Sądzie Okręgowym. Twierdzi, że pytanie na karcie do głosowania było zbyt zawiłe i nie powinno zawierać sformułowania „tak zwanych górek czechowskich”.
– „Tak zwaność” w pytaniu zniechęciła sporo wyborców do udziału w referendum oraz wpłynęła na odpowiedzi – ocenia Polanowski.
Kolejną wymienianą przez niego wadą referendum jest to, że niektóre lokale do głosowania nie miały „prawnego dostępu do drogi publicznej”, co też, według autora protestu, mogło zniechęcić część mieszkańców do głosowania.
Czy sąd, zgodnie z oczekiwaniem Polanowskiego, orzeknie, że referendum należy powtórzyć? Decyzja może zapaść jeszcze przed majowym długim weekendem, bo sąd ma 14 dni na rozpatrzenie protestu.
Organizacja głosowania przeprowadzonego 7 kwietnia kosztowała miejską kasę 500 tys. zł.