Sześciu lekarzy weterynarzy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie będzie odpowiadać przed sądem lekarsko-weterynaryjnym. Chodzi o nieprawidłowe leczenie 15-letniego Reksa. Pies nie przeżył.
– Z Reksem, którego miałem od szczeniaka, zgłosiłem się do Kliniki Weterynaryjnej Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie pod koniec maja 2018 r. Pies oddawał mocz kroplami. Męczył się, był osowiały, nie mógł jeść. Mówiłem, że był leczony na kamicę nerkową – opisuje pan Andrzej.
Czas mijał, a efektów leczenia 15-letniego mieszańca nie było.
– Ufałem tym osobom. Wierzyłem, że wiedzą co robią, że pies wyzdrowieje – mówi pan Andrzej. – Reks był leczony na prostatę, poza lekami dostawał też witaminę C, a w tym czasie bakterie z moczu zatruwały jego organizm dostając się do krwi.
Po ok. 1,5 miesiąca leczenia nasz Czytelnik zmienił klinikę.
– Od razu zostało zrobione USG, a na UP musiałem o to prosić – opowiada właściciel psa. – Tyle, że okazało się, że organizm Reksa jest już tak zatruty, że tego procesu nie da się cofnąć. Musiałem go uśpić.
W październiku 2018 r. mężczyzna złożył na lekarzy z Kliniki UP w Lublinie skargę do Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Lubelskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej.
Opinia powołanego w sprawie biegłego nie postawia żadnych wątpliwości. Jego zdaniem, „proces diagnostyczny i terapeutyczny w klinice UP w Lublinie prowadzony był nieprawidłowo, zaś wdrożone leczenie nie miało uzasadnienia (leczenie przerostu gruczołu krokowego)”.
W opinii biegłego czytamy także: „Dodatkowo stwierdzam, że wpisy w historii choroby są zdawkowe lub żadne. Stwierdzenie „dalszy ciąg leczenia” w świetle przedstawionych informacji z leczeniem nie mają wiele wspólnego, bowiem nie zostało postawione rozpoznanie chociażby wstępne”.
Lubelska Izba skierowała już wniosek o ukaranie sześciorga lekarzy. Sprawa jednego z nich została przekazana do Świętokrzyskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej, w sprawie pozostałych ma orzekać Warszawski Sąd Lekarsko-Weterynaryjny.
Poprosiliśmy o komentarz lubelską uczelnię, która prowadzi klinikę.
– Zasadność roszczenia jest obecnie wyjaśniana przez właściwe organy samorządu zawodowego lekarzy weterynarii – stwierdza jedynie Iwona Pachcińska, rzecznik prasowa Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie.
Z informacji przekazanych przez Pachcińską wynika też, że w obecnej sytuacji „nie ma podstaw prawnych do wyciągania jakichkolwiek konsekwencji dyscyplinarnych w stosunku do lekarzy”.
– Mimo moich osobistych wizyt na uczelni, nikt się ze mną nie kontaktował, aby porozmawiać o tej sprawie – dodaje właściciel psa.
– Mężczyzna wielokrotnie dzwonił do biura rzecznika uczelni, a także pojawił się kilka razy osobiście, żądając wyciągnięcia konsekwencji w stosunku do lekarzy weterynarii. Jest nam przykro z powodu straty psa, zapewne wiernego przyjaciela. Uczelni zależy na wyjaśnieniu szczegółów sprawy, nie zgadzamy się jednak na postawę, która sprowadza się do zastraszania pracowników.
– Rzeczywiście chodziłem na uczelnię, chciałem nagłośnić tę sprawę. Ale nikogo nie hejtowałem. Uczelnia usunęła moje komentarze, które były tylko faktami. Sprawa toczy się od 2 lat i moim zdaniem powinni dowiedzieć się o niej studenci – odpowiada właściciel psa.
We wniosku o ukaranie - w przypadku dwóch lekarzy – jest mowa o tym, że wskazane przewinienia „popełnili w obecności studentów weterynarii (…) co skutkowało przekazaniem im niewłaściwych postaw i sposobów postępowania”.