Aneta F.-K. część pieniędzy wyprowadzanych z banku lokowała na kontach należących do jej rodziny - twierdzi prokurator. Wczoraj postawił ojcu kobiety zarzut przywłaszczenia co najmniej 600 tys. zł, a jej mężowi - 45 tys. zł.
Dowody na to, że Aneta F.-K. przelewała pieniądze swych bankowych klientów na rodzinne konta prokuratura zdobyła dzięki analizie dokumentów zabezpieczonych w Banku BPH. - Pieniądze z kont pobierali zarówno ich właściciele, jak i osoby przez nie upoważnione - mówi Andrzej Jeżyński z prokuratury apelacyjnej w Lublinie. - Przeznaczali je na własne potrzeby.
Z Tomaszem K., mężem Anety F.-K, rozmawialiśmy niedługo po jej aresztowaniu. Przekonywał, że nie wiedział, co jego żona robiła w pracy. - Nie rozmawialiśmy o jej sprawach zawodowych - twierdził. - Była skryta, nie było po niej widać kłopotów. To, co się stało to dla mnie szok. Przecież nie żyliśmy ponad stan, mamy dom, który spłacamy.
Aneta F.-K. pracowała w oddziale Banku BPH przy ul. Królewskiej w Lublinie. Doradzała najzamożniejszym klientom. Została aresztowana na początku sierpnia. Do banku zgłosiło się 40 osób, które twierdziły, że na ich kontach brakuje 18 mln zł.
Co się stało ze wszystkimi pieniędzmi - nie wiadomo. Część z nich była tylko wirtualna, bo Aneta F.-K. wykazywała przed klientami fikcyjne zyski wynikające z przeprowadzonych przez nią inwestycji finansowych. Dzięki temu dostawała wysokie nagrody od swego kierownictwa.