Mieszkaniec Lublina pozwał do sądu policjanta, od którego domagał się 150 tys. zł odszkodowania za rzekome pobicie. Podał błędny adres zamieszkania funkcjonariusza. Sąd wysyłał tam policjantowi wezwania, ale nie sprawdził, czy adres jest prawdziwy.
• Czy sąd postąpił prawidłowo?
Piotr Kładoczny, prawnik Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka: Taka jest procedura cywilna. Mamy wiele spraw, w których podane są niewłaściwe adresy stron. Sądy cywilne nie mają obowiązku ich sprawdzać. A jeśli strona nie stawi się na procesie, sąd zasądza roszczenie jej przeciwnikowi.
• Ale w ten sposób można celowo podać niewłaściwy adres i doprowadzić
do zasądzenia od kogoś olbrzymich pieniędzy.
- W tej kwestii nie ma dobrego rozwiązania. Obowiązek doręczania wezwań do rąk własnych miałby jeszcze gorsze skutki. Pozwani mogliby łatwo unikać odbierania wezwań. Wówczas wytoczone im procesy nie mogłyby ruszyć. Obecne rozwiązanie jest mniejszym złem. Ktoś, kto otrzyma wyrok wydany bez jego wiedzy, ma podstawy do jego uchylenia.
• W przypadku policjanta sąd miał też adres jego miejsca pracy. Wysłał tam dopiero wyrok.
- Na adres pracodawcy sądy nie wysyłają wezwań. Niektórzy pracownicy nie życzyliby sobie, żeby ich szefowie dowiadywali się w ten sposób, że mają jakieś sprawy w sądzie.