Lubelski sąd odmówił wydania Aleksandra K., przedsiębiorcy z Białorusi tamtejszemu reżimowi. Przedsiębiorca, który uważa, że ściganie go jest zemstą za działalność opozycyjną ojca, nie mógłby w swoim kraju liczyć na rzetelny proces.
– To już trzecie orzeczenie w tej sprawie: za pierwszy razem sąd nie zgodził się na ekstradycję, za drugim na nią przystał – mówi mecenas Andrzej Latoch, adwokat Białorusina. – Te orzeczenia były uchylane. Cieszę się, że za trzecim razem sąd uwzględnił argumenty obrony i nie przystał na wydanie przedsiębiorcy stronie białoruskiej.
Sprawa dotycząca ekstradycji Aleksandra K. na Białoruś ciągnie się od początku 2007 roku i jest jedną z najdłuższych tego typu w kraju. Białorusini podejrzewają go o machlojki na granicy: miał na podstawie sfałszowanych dokumentów przewozić przez granicę polsko-białoruską towary nie płacąc za to cła i podatków.
Według ich wyliczeń, powinien zapłacić 23 mln rubli białoruskich cła i podatków. W 2006 roku wystali za nim list gończy i wystąpili o jego ekstradycję. Aleksander K. robi teraz interesy w Polsce. To czy dojdzie do ekstradycji zależy od lubelskiego sądu. Sprawa trafiła do naszego wymiaru sprawiedliwości, bo Aleksander K. po wyjeździe z Białorusi mieszkał w Białej Podlaskiej.
W lubelskim sądzie zeznawali świadkowie, którzy to potwierdzali. Inni opowiadali jak działa białoruski wymiar sprawiedliwości. Raporty o sytuacji na Białorusi przedstawiła Helsińska Fundacja Praw Człowieka i Amnesty International.
Lubelski sąd sprzeciwił się wydaniu Białorusina. Uznał, że w jego ojczyźnie nie jest przestrzegana Europejska Konwencja o Ochronie Prawa Człowieka, która gwarantuje prawo do rzetelnego procesu. Nie ma tam niezawisłego sądownictwa, które ulega wpływom politycznym. Procesy często prowadzone są za drzwiami zamkniętymi, zwłaszcza w sprawach politycznych. Fatalne warunki panują też w więzieniach.
Orzeczenie nie jest prawomocne.