Lubelska prokuratura nie znalazła dowodów, żeby Tomasz M. handlował narkotykami na Ukrainie. Zwróci się za to do tamtejszych organów ścigania o zajęcie się milicjantami, którzy bili i straszyli obywatela Polski.
- Nareszcie ten koszmar się skończy, a winni staną przed sądem - cieszy się pan Edward, ojciec Tomasza M. Mężczyzna wczoraj dowiedział się od nas o stanowisku lubelskiej prokuratury.
Polak zatrzymał się w hotelu Korona w Mościskach. Tego samego dnia zadzwonił do niego Taras Z., jeden z poznanych Ukraińców. Poprosił o wyjście przed hotel. Tam czekali już ukraińscy milicjanci. Powiedzieli Polakowi, że jest podejrzany o handel tabletkami ecstasy. Polaka obciążyli dwaj poznani na granicy Ukraińcy. Funkcjonariusze znaleźli przy nich kilkaset tabletek tego narkotyku. Postanowili zwalić winę na Polaka. - Milicjanci postawili sprawę jasno: Albo syn zapłaci 10 tys. dolarów, albo pójdzie siedzieć. Syn jest zbyt uczciwy, żeby zgodzić się na taki układ - opowiada ojciec. - Zapłacił za to wielką cenę.
Siedział rok w ukraińskim więzieniu. Po rocznym śledztwie sąd w Gródku w obwodzie lwowskim zdecydował o wypuszczeniu go na wolność. A jego sprawę zwrócił prokuraturze. - Byłem na każdej rozprawie - wspomina ojciec. - Ci, którzy zeznawali przeciwko mojemu synowi nie przychodzili, albo przychodzili pijani. Jedynie sędzia starał się zachować twarz. Od tamtej pory tamtejszy wymiar sprawiedliwości nie dał w tej sprawie znaku życia.
Śledztwo dotyczące Polaka zgodnie z przepisami musiała też przeprowadzić nasza prokuratura. - Zostało umorzone z powodu braku dowodów - poinformował wczoraj Andrzej Lepieszko, zastępca prokuratora okręgowego w Lublinie.
Tomasz M. powiedział na przesłuchaniu w Polsce, że był bity i straszony przez dwóch ukraińskich milicjantów. Zmuszali go do podpisywania nieprawdziwych wyjaśnień, bądź czystych kartek. Lubelska prokuratura potraktowała to jako zawiadomienie o przestępstwie. Prześle je ukraińskim organom ścigania.
Z panem Tomaszem nie udało się nam wczoraj porozmawiać. Jest na urlopie. - Nie chcę, by syn wracał do tamtych chwil - mówi pan Edward. - Nawet teraz robi się blady na dźwięk ukraińskiego.