Śledczy mają już listę kobiet, potencjalnych ofiar doktora Antoniego W. Jak ustaliliśmy, jest na niej dziesięć nowych nazwisk. Do tej pory mówiło się o czterech. W kwietniu powinny zapaść kluczowe dla śledztwa decyzje.
Poinformowały o tym dyrekcję szpitala. W rezultacie doktor W. został natychmiast wyrzucony z pracy. Dyrektor placówki powiadomił o sprawie prokuraturę.
Śledczy przesłuchali już część świadków, w tym lekarzy do niedawna współpracujących z Antonim W. Medycy potwierdzili zarzuty, jakie rezydentki kierowały pod adresem ordynatora. Do tej pory w sprawie pokrzywdzone są cztery osoby.
Z ustaleń prokuratury wynika jednak, że molestowanych kobiet najprawdopodobniej jest więcej.
- Mamy wiedzę, że molestowane mogły być również inne osoby - przyznaje Katarzyna Czekaj, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Lublin Południe.
Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, śledczy mają już listę potencjalnych ofiar doktora. Jest na niej dziesięć dodatkowych nazwisk. Wszystkie te kobiety mają być niebawem przesłuchane. Co najmniej dwie z nich przed laty zmieniły pracę, właśnie przez molestowanie. Prokurator chce prześwietlić ostatnie pięć lat pracy Antoniego W. pod kątem traktowania pań, pracujących na kierowanym przez niego oddziale.
- W drugiej połowie kwietnia planujemy zakończyć kluczowe czynności dowodowe - zapowiada Katarzyna Czekaj, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Lublin Południe.
Wtedy zapadnie decyzja o ewentualnym postawieniu zarzutów. Jeśli Antoni W. je usłyszy, to najprawdopodobniej nie będą one dotyczyły tylko molestowania. Lekarz powinien liczyć się również z oskarżeniem o uporczywe nękanie. Chodzi o telefony i SMS-y, które miał wysyłać do lekarek, jeszcze zanim afera z molestowaniem wyszła na jaw.
- Na jednym z zebrań, wiedząc, że wychodzę za mąż, oświadczył, że jest coś takiego, jak prawo do sprawdzenia czystości przedślubnej i on musi to u mnie sprawdzić. Powiedział to publicznie, przy mężczyznach - wspomina jedna z poszkodowanych lekarek. - On nie znosi sprzeciwu. Słysząc odmowę, jeszcze bardziej się podniecał.
Doktor W. miał proponować swoim podwładnym seks, w zamian za korzyści materialne i zawodowe. Według poszkodowanych kobiet, obmacywanie i niewybredne komentarze były na porządku dziennym.
- Bałam się jeździć windą, by nie zostać z nim sam na sam - wspomina jednak z rezydentek. - Na samą myśl o nim robiło mi się niedobrze. Po powrocie z pracy wymiotowałam i nie mogłam spać.
Z relacji poszkodowanych wynika, że kiedy sprawa wyszła na jaw, doktor W. próbował je zastraszać. Namawiał do wycofania zeznań i groził konsekwencjami zawodowymi.