Potworna wilgoć, grzyb na ścianach i znikąd pomocy. Lokatorzy miejskich kamienic sami zmagają się ze skutkami niedawnej odwilży. Urzędnicy obiecywali wsparcie, ale do tej pory nikt nie zajął się usuwaniem szkód.
Mieszkanie naszej Czytelniczki zostało zalane w czasie lutowych roztopów. Topniejący śnieg spływał ciurkiem niemal z całego sufitu. Sytuację pogorszył od lat uszkodzony dach.
– Teraz panuje tu niesamowita wilgoć. Nie ma czym oddychać – mówi Znój. – Na ścianach jest okropny grzyb. Dzwoniła do administracji, ale chyba nikt się tym nie interesuje. Po raz kolejny powiedzieli tylko, że planują remont dachu.
W Zarządzie Nieruchomości Komunalnych zapewniają, że lokalne administracje cały czas sprawdzają stan zalanych budynków. Ze zgłoszeniem takich szkód nie należy czekać.
– Trzeba natychmiast dzwonić, a na miejscu powinna się pojawić komisja – mówi Artur Cichoń, rzecznik ZNK. – Oceni skalę zniszczeń i sporządzi protokół. Kiedy przyszła odwilż, rury spustowe były skute lodem. Woda spływała więc po ścianach. Ten problem dotyczy całego miasta. Staramy się jak najszybciej dotrzeć do wszystkich zalanych lokali.
Jeśli lokator sam ubezpieczył mieszkanie, powinien na własną rękę zgłosić szkodę. Większość mieszkańców nie ma takich polis. Ta grupa musi liczyć na ZNK.
- Mamy odpowiednie ubezpieczenie, które pokrywa straty związane z zalaniem – dodaje Cichoń. – Po oględzinach lokatorzy dostana protokół i pozostaje im czekać na remont.
A to potrwa co najmniej do wiosny. Urzędnicy przyznają, że oczekiwanie na pieniądze od ubezpieczyciela to kwestia nawet trzech miesięcy. Poza tym, ze względu na pogodę, remonty rozpoczną się najwcześniej w kwietniu. ZNK nie oszacowała jeszcze, jakie koszty pociągnie za sobą usuwanie skutków odwilży.