Zarzut nieumyślnego spowodowania pożaru postawiła wczoraj prokuratura pracownikowi Lubzelu. Grozi mu 5 lat więzienia. Wszystko przez to,
że suszył wnętrze auta farelką.
- Prawdopodobnie w jednym z urządzeń grzewczych doszło do zwarcia. Czekamy na ekspertyzę biegłego - mówi Andrzej Lepieszko, zastępca prokuratora okręgowego.
Pechowiec nie zdołał ugasić forda. Ogniem zajął się strop. Pożar błyskawicznie ogarnął cały parking. Spłonęło 13 aut, w tym wszystkie wozy pogotowia energetycznego. Uszkodzona jest elewacja budynku i część okien. Wciąż nie wiadomo, czy temperatura nie osłabiła konstrukcji gmachu firmy przy ul. Wolskiej. Straty wynoszą 5 mln złotych.
Dyspozytor z poparzeniami II stopnia rąk i twarzy leży w szpitalu. Tam był przesłuchiwany. - Romanowi M. postawiliśmy zarzut nieumyślnego spowodowania pożaru zagrażającego mieniu w wielkich rozmiarach. Grozi mu od 3 miesięcy do 5 lat więzienia - mówi Lepieszko. Dyspozytor przyznał się i szczegółowo opisał zdarzenie. - Nie wystąpimy o jego aresztowanie.
- Za wcześnie stwierdzić, czy straci pracę. Wina musi być udowodniona - mówi Włodzimierz Czwórnóg z zarządu Lubzelu. - Pospieszne wyroki nikomu tu nie są potrzebne.
Nie wiadomo czy i jakie odszkodowanie dostanie Lubzel. Bo straty spowodował pracownik, który nie powinien w tym czasie być w firmie. - Nasi eksperci oceniają to zdarzenie - mówi Katarzyna Dudzin, rzecznik Ergo-Hestia. Niewykluczone, że Hestia zechce ściągnąć od sprawcy pieniądze wydane na odszkodowanie. - Nie mogę na ten temat nic powiedzieć - mówi Dudzin. •