Mężczyzna i dwie kobiety zginęli wczoraj o świcie w samochodzie lubelskiej firmy ochroniarskiej "Alfa”. Auto uderzyło w betonowy słup i stanęło w ogniu. Ciała były tak zwęglone, że dopiero badania genetyczne pozwolą ustalić tożsamość ofiar.
Biały lanos pędził ul. Kunickiego do centrum miasta. - Nocą padał deszcz. Kierowca jechał najprawdopodobniej zdecydowanie za szybko i wpadł w poślizg - przypuszcza Witold Laskowski z lubelskiej policji.
Strażacy dostali sygnał o godz. 3.43. - O 3.46 na miejscu była pierwsza jednostka z ul. Zemborzyckiej - relacjonuje st. kapitan Michał Badach, rzecznik lubelskiej straży. - Samochód palił się jak pochodnia.
Lanos był napędzany gazem. Przy uderzeniu prawdopodobnie rozszczelniły się przewody i wybuchł gaz zebrany w komorze silnika.
Po ugaszeniu auta strażacy znaleźli w środku trzy zwęglone ciała. Aby wyjąć zwłoki, musieli rozciąć lanosa. Kierowca i pasażerki spalili się do kości. Kobieta siedząca z przodu miała urwaną nogę, mężczyzna był przygnieciony kolumną kierownicy. Druga pasażerka leżała z tyłu na podłodze. Ciała były tak zmasakrowane, że lekarz określił płeć ofiar badając pozostałości tkanki tłuszczowej.
Policja przypuszcza, że za kierownicą siedział 28-letni kierownik nocnej zmiany firmy ochroniarskiej "Alfa”. Tożsamość kobiet jest nieznana. - Ustalamy, czy kierowca był faktycznie pracownikiem tej firmy. Z pierwszych zeznań pracowników agencji "Alfa” wynika, że kierownik nocnej zmiany ok. 22 wyjechał z siedziby przy ulicy Szelburg-Zarembiny na nocny patrol. Po drodze miał kupić papierosy. I tu ślad się urywa - mówi Laskowski.
Do identyfikacji zwłok prawdopodobnie będą niezbędne badania genetyczne. Policja nie wyklucza, że kobiety pochodziły z Białorusi lub Ukrainy. W takim wypadku ustalenie tożsamości będzie niezwykle trudne.
- Dopóki nie będę miał pewności, że tym lanosem jechał mój człowiek, niczego nie będę komentować - ucina szef "Alfy”. - Być może został napadnięty, ktoś mu ukradł samochód.