– Sam telefon zaufania to nie wszystko – mówi Irena Baczyńska, szef oddziału analiz społecznych i profilaktyki wychowania w MON. – Musimy jeszcze umieć pokierować dzwoniących
i doradzić. Nie wiemy z jakimi problemami się zetkniemy. Być może będziemy musieli działać także kanałami służbowymi, powiadamiać prokuraturę wojskową i żandarmerię, biorąc czynny udział w zwalczaniu zjawiska.
Pierwszy wojskowy telefon zaufania (tel. 718-30-80) powstał w 1998 roku w 3. BZ w Lublinie. Rozpoczęto też realizację programu przeciwdziałania łamaniu dyscypliny. – Fala ma u nas charakter incydentalny – mówi kapt. Andrzej Ptasiński, oficer prasowy 3. BZ. – Jej zasięg ograniczyło skrócenie okresu odbywania zasadniczej służby woskowej, tworzenie oddziałów złożonych z żołnierzy z tego samego poboru i redukcje w armii.
Większym problemem jest w wojsku zwykła agresja, alkoholizm, czy narkomania. – Ludzie trafiają do służby już z tymi problemami wprost ze swoich środowisk – twierdzi Iwona Deleszek, psychoprofilaktyk w 3. BZ. – Przeciwdziałając tym zjawiskom, musimy m.in. jak najlepiej poznać nowych żołnierzy. Odnaleźć i ustalić grupę ryzyka.
Może więc zjawisko patologii fali ukrywa po prostu ludzki wstyd, albo zmowa milczenia? – Nie sądzę, żołnierze, którzy do mnie trafiają opowiadają o swoich najbardziej intymnych problemach.
Fala na dłuższą metę nigdy nie pozostaje w ukryciu – dodaje I. Deleszek.
Z wyjątkowo brutalnym przejawem patologicznej tradycji miał ostatnio do czynienia Wojskowy Sąd Garnizonowy w Lublinie. Trzech żołnierzy urządziło koledze z wcześniejszego poboru tzw. obcinkę. Bili go pasami po plecach aż odbili nerki. Dostali wyrok w zawieszeniu. Muszą też wypłacić swej ofierze po 3 tys. zł. A we wtorek dwóch szeregowych z jednostki na Majdanku zostało skazanych na dwa lata więzienia za skatowanie i próbę ograbienia żołnierza w koszarach.