Dopiero za rok poznamy kwotę, którą z miejskiej kasy trzeba będzie dokładać do utrzymania nowego stadionu w Lublinie. Jeszcze niedawno Ratusz zapowiadał, że karty wyłoży w połowie listopada. Nic z tego.
Na 12 milionów zł obliczono koszty imprez sportowych oraz rozrywkowych. Na 6 milionów stałe koszty, takie jak pensje pracowników, koszty energii, czy też podatek od nieruchomości. A kolejne 6 mln zł to amortyzacja obiektu.
Razem dało to 24 miliony, tymczasem eksperci ustalili, że tylko 19 mln zł uda się pozyskać ze sprzedaży biletów na wydarzenia, z opłat od klubów sportowych, z wynajmu pomieszczeń i reklam. Pozostałe 5 mln zł trzeba by dokładać z miejskiej kasy.
Ale od tamtej pory wielokrotnie miasto mówiło, że na wyliczenia przyjdzie jeszcze czas. - Nie będziemy ukrywać tych wydatków. Trzeba uczciwie powiedzieć: stadion kosztuje tyle i tyle - mówił prezydent Krzysztof Żuk, gdy 9 września przejmował stadion od budowniczych. Kwota miała być znana 15 listopada, do kiedy to prezydent zobowiązany był przekazać radnym projekt budżetu miasta na przyszły rok.
- Zdążymy w tym terminie, kończymy już szacunki - zapewniał miesiąc temu Miłosz Bednarczyk, rzecznik Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji.
W środę Ratusz nie pozostawił już złudzeń. - Dopiero pod koniec przyszłego roku będzie wiadomo, jaki jest wynik finansowy stadionu - mówi Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta. Jedyna kwota, którą teraz jest w stanie podać magistrat, to stałe koszty utrzymania obiektu (te szacowane pierwotnie na 6 mln zł) wystarczające do tego, by stał bezczynnie i nie niszczał zamykające się kwotą 5,3 miliona złotych.
- Nie zawierają one kosztów związanych z organizacją imprez czy przychodów z tytułu organizowanych wydarzeń - informuje Krzyżanowska. - Realną przychodowość a co za tym idzie realne koszty funkcjonowania stadionu będziemy znali po roku funkcjonowania.
Wspomniana kwota 5,3 miliona zł też nie jest jeszcze ostateczna. - Jest to dopiero założenie - zastrzega Krzyżanowska.