Spłonęła kamienica na lubelskim Starym Mieście przy ul. Dominikańskiej. Dzięki brawurowej akcji policji, udało się uniknąć ofiar. Z powodu pożaru dach nad głową straciło kilkadziesiąt osób.
– Miał strasznie dużo siły – dodaje Justyna Reich, żona pana Krzysztofa. – Złapał wózek z naszym synem, a potem krzyczał, że mógłby jeszcze dwóch ludzi przenieść. Mnie też sprowadził na dół.
Ogień wybuchł we wtorek, po godz. 4 rano. Ponad 50 mieszkańców spało, nie zdając sobie sprawy z zagrożenia.
– Kiedy obudziła nas policja, złapałam troje swoich dzieci – mówi Anna Jeżowska, lokatorka kamienicy. – Chwyciliśmy się za ręce i zbiegaliśmy, trzymając się ścian. Z góry leciała masa płonących odłamków.
O godz. 4.35 strażacy otrzymali zgłoszenie o pożarze. Na miejsce natychmiast wysłano jedenaście zastępów. Strażacy rozpoczęli od ewakuacji pozostałych mieszkańców.
– Płonął już całych dach – mówi Michał Badach z Komendy Miejskiej PSP w Lublinie. – Ogień mogliśmy gasić tylko od zewnątrz. Na szczęście płomienie nie przedostały się do mieszkań.
Nie ucierpiała sąsiednia kamienica, ani pobliski klasztor Dominikanów. Z płonącego budynku ewakuowano 53 osoby. Wiele osób wyszło w tym, co mieli na sobie. Miasto podstawiło autobus, by mogli się ogrzać i przeczekać zimny poranek. Zapewniono im gorące napoje i opiekę psychologów.
Po kilku godzinach okazało się, że budynek nie nadaje się do zamieszkania. – Spłonął cały dach i część klatki schodowej – mówi Robert Lenarcik, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. – W akcji gaśniczej zalano mieszkania i stropy, które w niektórych miejscach się odkształciły. Wyłączyliśmy z użytkowania zarówno budynek, jak i okalające go ulice.
Przed południem lokatorzy mogli wrócić do mieszkań po najpotrzebniejsze rzeczy.
– Łóżka, meble, dywany…wszystko zalane – mówi Anna Jeżowska. – Zabraliśmy trochę jedzenia i ubrania dla dzieci. Nie wiemy, co dalej.
Ratusz zapewnił pogorzelcom 30 miejsc w hotelu, mieszkanie zastępcze i noclegi w Domu Samotnej Matki. Niektórzy znaleźli schronienie u krewnych. Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie przekazał bony na posiłki. Każdy otrzyma również 300 zł jednorazowej zapomogi.
– Będzie dodatkowa pomoc finansowa – zapewnia Stanisław Fic, zastępca prezydenta Lublina. – Pomoc ofiarom bierzemy na siebie. Nie mamy wyjścia, bo prywatny współwłaściciel kamienicy kpi sobie z naszych próśb. Teraz musimy jak najszybciej zapewnić mieszkania dla pogorzelców.
Przy Dominikańskiej zameldowanych jest 77 osób. Miasto kończy remont kilkunastu lokali, które może przekazać lokatorom spalonej kamienicy. Nie wiadomo, kiedy pozostali znajdą nowy dach nad głową.
Skąd wziął się ogień?
Z informacji, jakie uzyskaliśmy wynika, że ogień pojawił się w budynku na długo przed katastrofą. – Musiał tlić się od jakiegoś czasu, bo jeszcze we wtorek około godz. 18 gasiliśmy na strychu podpaloną gąbkę – mówi mieszkanka kamienicy pani Katarzyna. – Nie wyglądało to groźnie. Mimo to w nocy wybuchł pożar.
Podpalenie lub zaprószenie ognia, to jedne z bardziej prawdopodobnych wersji, branych pod uwagę przez badających przyczyny katastrofy.
Ratowali mieszkańców
– Patrolowaliśmy Al. Tysiąclecia, gdy zauważyliśmy dym nad Starym Miastem. Szybko dojechaliśmy na miejsce, włączyliśmy syrenę i wbiegliśmy do środka. Palił się już cały dach – mówi sierż. Laskowski. – Budziliśmy lokatorów, ale nie ze wszystkich mieszkań ktoś wychodził. W jednym z nich była wielodzietna rodzina. Nie odpowiadali na nasze wezwania. Szybko wyważyliśmy drzwi i wyprowadziliśmy ich z budynku. Dach zamieniał się w wielką pochodnię.
– Topił się plastikowy świetlik w dachu – dodaje sierż. Kępowicz. – Płonące kawałki spadały na schody. Kazaliśmy ludziom biec blisko ścian. Pamiętam tylko olbrzymie płomienie, dziecko na wózku i starszego człowieka o kulach. Wszystko działo się bardzo szybko, do tego wielka adrenalina. Pierwszy raz brałem udział w takiej akcji.
Materiał wideo lubelskiej policji
Amatorski film od czytelnika "Dziennika Wschodniego"
Amatorski film na Youtube: