Mieszkańcy bloku przy ul. Sulisławickiej siedzą w grubych swetrach. W ich mieszkaniach jest niewiele cieplej niż na zewnątrz.
- W domu spać nie będę, pójdę do syna. Po ostatniej nocy musiałam brać leki na przeziębienie - mówi Zofia Kotarska z mieszkania na parterze.- Niech pan sprawdzi. Zimne - pokazuje nam grzejniki. W mieszkaniu panuje chłód. - Problemy zaczęły się przed świętami. Żeberka były ledwo ciepłe. A teraz są całkiem zimne - oburza się Helena Dąbrowska. - W kuchni jest ciepło, jak się coś gotuje. W łazience panuje ziąb. Myjemy się u rodziny - wtóruje Józef Dąbrowski, mąż pani Heleny. Zimno jest tylko w pierwszej klatce. Inni mają ciepło.
Budynek należy do wspólnoty mieszkaniowej. Administruje nim firma Lub-Kom. - Dzwoniliśmy tam po kilka razy. Robotnicy powiedzieli, że szef zabronił im grzać bardziej- twierdzi Dąbrowska. - Czynsz mamy mały. Wolałabym już płacić te 20 zł więcej, byle było ciepło -wzdycha Kotarska.
- Do awarii doszło tylko w pierwszej klatce. Ale to nie my odpowiadamy za instalację centralnego ogrzewania, tylko Lubelskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej - mówi Zbigniew Kołbuś, prezes Lub-Komu. Zaprzecza opowieściom, że zabronił zwiększenia dostawy ciepła. - Wzywaliśmy ciepłowników. Awarię usunęli. W mieszkaniach jest już ciepło. Taką informację dostałem o godzinie 13 od kierownika rejonu LPEC - zapewnia Kołbuś.
Tyle, że na Sulisławickiej marzliśmy o godz. 14. - Nic więcej nie umiem powiedzieć - mówi Kołbuś. - Mogę podać telefon do kierownika rejonu. Jego niech pan pyta.
- Temperatura grzejników jest dostosowana do temperatury zewnętrznej - mówi Jan Piech, kierownik obwodu w LPEC. - Chętnie dostarczalibyśmy jak najwięcej ciepła, przecież to nasz towar. Ale musimy stosować się do ilości zamówionych przez zarządcę budynku. Bo kto by nam zapłacił za więcej?