Jestem ósmy w kolejce, czekam od poniedziałku - mówi Łukasz Kochaniec z Chmiela. - Po dobie zmieniam się z kimś z rodziny. Jeden człowiek by nie dał rady czekać cały tydzień.
Z Chmiela w dwukilometrowym ogonku do Lubelli czeka połowa mieszkańców.
- Wszyscy ci, którzy mają trochę zboża - przyznaje Kochaniec. - Ja mam 40 ton. Inni podobnie. Razem jest nam łatwiej, nawzajem pilnujemy swoich samochodów, jeśli ktoś akurat musi odejść.
- W wyniku uzgodnień z rolnikami oczekującymi w kolejce, ustaliliśmy listę, na podstawie której będą mogli sprzedać zboże - mówi dyrektor Piotr Szerafin, który odpowiada za skup w Lubelli. - Dlatego nie muszą już czekać w kolejce, ale sami między sobą muszą dopilnować porządku.
Dlatego w kolejce zamiast traktorów z przyczepami pełnymi ziarna przeważają samochody osobowe.
- Ciągnik ze zbożem ściągnę, gdy się zacznie skup - twierdzi Tadeusz Wójcik z Olszanki, numer 78 w kolejce. - Teraz wygodniej mi stać samochodem, łatwiej się przespać.
W kolejce nie ma handlu miejscami, każdy zna swój numer.
- Na liście każdy oczekujący został zapisany z ilością zboża do skupu oraz z numerami rejestracyjnymi - mówi Wioleta Rucka ze Skrzynic. - Nie ma możliwości kombinowania. Wiadomo nawet, kto się załapie, a kto nie, bo podliczyliśmy, kto ile ma. Ci, którzy dzisiaj zamykają listę, mają szansę. Kolejni odejdą z kwitkiem.
Kolejka do Lubelli ciągnie aż do skrzyżowania z Filaretów. Ludzie siedzą na trawnikach, czytają gazety, śpią rozciągnięci na kocach. Niektórzy schowani w cieniu popijają piwo.
Ostatni stojący w kolejce dojadą ze swoim zbożem do elewatora za około tydzień. •