Od miesiąca strażnicy miejscy mogą nie tylko założyć blokadę za złe zaparkowanie, ale także wlepić mandat za niszczenie drzew, palenie śmieci czy naklejanie plakatów. Mogą. Ale nasi tego nie robią.
Wcześniej strażnik widzący kogoś, kto np. niszczy śmietnik albo wypala trawę, mógł jedynie skierować wniosek w jego sprawie do sądu grodzkiego.
Efekt? Sądy w całym kraju były zasypywane tysiącami drobnych wykroczeń. W samym Lublinie Straż Miejska kierowała do sądów kilkaset takich spraw rocznie. Nowe przepisy miały to zmienić. Teraz strażnik może od razu wystawić sprawcy wykroczenia mandat, w wysokości nawet do 500 zł.
Okazuje się, że przez cały wrzesień w Lublinie było… sześć takich przypadków.
– Strażnicy ukarali dwie osoby mandatami w wysokości 150 zł za tzw. wybryk nieobyczajny, a jedną mandatem w wysokości 50 zł za samowolne zniszczenie urządzenia ostrzegawczego – tłumaczy Ryszarda Bańka, rzecznik lubelskiej Straży Miejskiej.
– Mandaty otrzymały też trzy osoby prowadzące działalność gospodarczą bez odpowiedniego wpisu. Chodzi o sprzedających bilety parkingowe.
Dla porównania, w tym samym czasie (przez cały wrzesień) lubelscy strażnicy wystawili ponad 700 mandatów za wykroczenia związane z ruchem drogowym (m.in. złe parkowanie) i ok. 200 za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym.
Dlaczego strażnicy tak rzadko korzystają z nowych uprawnień?
– Wiele z tych uprawnień dotyczy np. kampanii wyborczych, a najbliższa będzie dopiero w przyszłym roku – mówi Bańka. – Myślę jednak, że mandaty będą się pojawiały coraz częściej. Mamy takie prawo i będziemy z niego korzystać.
Tymczasem to nie koniec zmian w działaniu straży. 24 grudnia wejdą w życie kolejne przepisy, które dadzą strażnikom jeszcze więcej uprawnień. Każdy będzie mógł nosić przy sobie nie tylko kajdanki czy pałkę, ale również ręczne miotacze gazu czy paralizatory.
Funkcjonariusze straży będą też mogli przeprowadzać kontrolę osobistą, a nawet przeglądać zawartość podręcznych bagaży.