Miejscy strażnicy wkrótce wsiądą do sześciu nowych samochodów patrolowych. Skody fabie są już kupione. Trwa przystosowywanie ich do służby na ulicach Lublina.
Strażnicy zrobili niezły interes. Teraz jeżdżą 10 samochodami (w tym czterema polonezami). Większość z nich jest mocno wysłużona. Nic dziwnego, pracują na trzy zmiany. - Wydajemy rocznie 70 tys. zł na naprawy i remonty. Auta są wprawdzie sprawne, ale coraz więcej z nimi kłopotów. Kupno nowych samochodów to nie zbytek, lecz konieczność - dodaje Wieprzowski. Za sześć aut straż zapłaci 200 tys. zł, z tego połowę na przełomie 2006 i 2007 roku.
Powód do zadowolenia mogą mieć nie tylko strażnicy. Sześć wycofanych ze służby pojazdów posłuży innym. - Od ręki możemy oddać trzy samochody. Dwa przydadzą się domom opieki społecznej. Jeden mógłby trafić do Miejskiej Biblioteki Publicznej im. H. Łopacińskiego, bo ta musi mieć łączność z filiami rozrzuconymi po całym mieście.
- Ale warunek. Musimy sprawdzić, w jakim stanie są pojazdy. Żeby nie okazało się, że trzeba będzie do nich dokładać - mówi Grzegorz Jawor, zastępca prezydenta Lublina.
- Pojeżdżą jeszcze lata. Tym bardziej że nie będą eksploatowane tak jak u nas - zapewnia komendant Wieprzowski.
Nowe auta to nie koniec wsparcia dla Straży Miejskiej. 15 nowych ludzi, w tym w tym cztery kobiety, zaczęło pracę w marcu. Teraz instytucja ma 114 etatów i 113 strażników na ulicy. Na początku służby osoby z wyższym wykształceniem zarabiają w straży 1400 zł brutto, a ze średnim 1350 zł.
Straż myśli o kolejnych inwestycjach - zakupie psów patrolowych. Mogłyby służyć do pilnowania porządku np. w okolicach Zalewu Zemborzyckiego czy Parku Ludowego. •