Kilkadziesiąt tysięcy studentów z lubelskich uczelni publicznych może się spodziewać podwyżki opłat za studia. I to o kilkaset zł. Powód? Nowa ustawa o szkolnictwie wyższym likwiduje ministerialne dopłaty do studiów zaocznych i wieczorowych.
Resort chce w ten sposób zrównać uczelnie państwowe z prywatnymi, które podobnych dopłat nie dostają. Dla uczelni publicznych oznacza to konieczność obniżenia pensji wykładowców albo podwyższenia opłat za studia.
Zmiany wejdą w życie 1 stycznia przyszłego roku. A że budżety uczelni ustalane są na rok kalendarzowy, podwyżki obejmą już najbliższy rok akademicki. – To konieczne, bo na niektórych kierunkach stawki czesnego nie były zmieniane od lat i nie pokrywają nawet pensji wykładowców – wyjaśnia prof. Wiesław Kamiński, rektor UMCS. – Po zlikwidowaniu ministerialnych dotacji, koszty studiów będą musiały być pokryte jedynie z czesnego.
Opłaty wzrosną od kilkudziesięciu
do kilkuset zł. W zależności
od wysokości dotychczasowego czesnego. A to w Lublinie waha się od 1 tys. zł do 2,5 tys. zł za semestr.
Na UMCS za naukę płaci prawie 15 tys. osób, na Akademii Rolniczej – 4 tys. studentów.– Do nas przychodzi biedniejsza młodzież. Dlatego do każdej podwyżki podchodzimy ostrożnie – mówi prof. Zdzisław Targoński, rektor AR. I zapewnia, że wzrosną jedynie opłaty za najtańsze studia, o 100–200 zł.
Inne uczelnie jeszcze nie ustaliły podwyżek. – Za wcześnie na konkretne sumy – wyjaśnia prof. Andrzej Wac-Włodarczyk, prorektor Politechniki Lubelskiej. Tam za studia płaci także ponad 4 tys. osób.
Studenci nie kryją oburzenia. – Nie dość, że płacimy grube tysiące za możliwość studiowania, to teraz jeszcze uderzą nas po kieszeni – mówi jedna ze studentek UMCS. – Jak tak dalej pójdzie, studia dla młodych ludzi będą za drogie.