Cały wczorajszy dzień trwała kontrola sanepidu w Klinice Neurochirurgii SPSK nr 4 w Lublinie. Przyczyną nalotu był świerzb, który szerzy się wśród tamtejszych pielęgniarek.
Inspektorem jest Anna Bernaszuk. Już wprowadziła ostry reżim sanitarny: fartuchy z długimi rękawami dla personelu, izolowanie bielizny i pościeli pacjentów, którzy mogli mieć kontakt z chorą na świerzb, od innej. – Sanepid nie miał zastrzeżeń co do takiego reżimu – powiedziała na gorąco po kontroli. – Jednak na ostateczną ocenę trzeba poczekać.
Oprócz sześciu pielęgniarek nie choruje żaden pacjent, żaden lekarz. Ale nie ma pewności, że nowych zachorowań nie będzie. Chora ze świerzbem opuściła szpital dwa tygodnie temu, a okres wylęgania się choroby trwa od dwóch do sześciu tygodni. Trzeba czekać. Tymczasem zakażone pielęgniarki są na zwolnieniach lekarskich. Nie udało nam się z nimi skontaktować. Klinika pracuje normalnie. Pielęgniarki, które nie zachorowały nie chcą z nami rozmawiać. Odsyłają do szefa kliniki. – Ryzyko zakażeń od pacjentów jest wpisane w zawód lekarza – podkreśla prof. Trojanowski. – Drążenie tego tematu przez media może sprawiać wrażenie, że mamy problemy z czystością, że czegoś nie przestrzegamy. To bolesne, bo jesteśmy wzorowi. O zachorowaniach personelu pacjenci nie wiedzą. Po co niepotrzebnie wprowadzać niepokój.