Zgłosiły się pierwsze rodziny, które chcą zabrać czteromiesięcznego Jasia do domu. Przyjęciem chłopczyka są też zainteresowane zakonnice z Szaflar.
- Najlepsza byłaby jednak rodzina zastępcza - mówi Anna Hałasa z sekcji ds. rodzin zastępczych MOPR. - Ale nawet gdyby Jasio trafił do zakonnic, będziemy szukać dla niego rodziny zastępczej. Bo dom dziecka to tylko taka alternatywa dla szpitala.
Przypomnijmy. Jaś urodził się w lubelskim szpitalu przy ul. Lubartowskiej. W tej chwili jest w szpitalu w Poniatowej. Żadna inna placówka nie zgodziła się go przyjąć. Nie chciały go również domy dziecka, bo Jasio cierpi na ciężką, nieuleczalną chorobę genetyczną - mukowiscydozę. Brat bliźniak, który miał ciężką postać tej samej choroby zmarł. Matka, Białorusinka, zostawiła obu chłopców tuż po narodzinach. Malec codziennie musi przyjmować leki, co kilka godzin musi mieć inhalację i odciągany śluz. Inaczej mógłby się udusić.
Niestety, rodziny, które się zgłosiły, nie są przeszkolonymi rodzinami zastępczymi. Dlatego potrzebna będzie opinia miejscowego ośrodka pomocy rodzinie o tych ludziach. A potem wszystko w rękach lubelskiego sądu. Jeśli im zaufa, wtedy po tygodniu lub dwóch mały może do nich trafić.
Na razie małym Jasiem opiekują się pielęgniarki ze szpitala w Poniatowej. - Specjalnie zwiększyliśmy obsadę na tym oddziale. Pielęgniarki nie spuszczają małego z oczu. Zostanie u nas, dopóki nie znajdzie się dla niego dom - zapewnia Karol Stpiczyński, dyrektor Szpitala w Opolu Lubelskim (z oddziałem w Poniatowej).