Od 1 stycznia Ministerstwo Zdrowia zlikwidowało bezpłatne szczepienia przeciw wirusowemu zapaleniu wątroby typu B (tzw. żółtaczce wszczepiennej) dla ludzi idących na operacje. Ogłosiło, że kto chce może się zaszczepić, płacąc ok. 120 zł. To cena trzech dawek. Wiadomo, że o zakażenie żółtaczką w szpitalu łatwo. Dlatego, mimo wysokich opłat, chętnych do szczepień nie brakuje. Problem w tym, że wraz ze zniknięciem obowiązku bezpłatnych szczepień, zniknęły szczepionki.
- Przed Nowym Rokiem miałam operację i wzięłam bezpłatnie dwie dawki w mojej rejonowej przychodni - zadzwoniła do redakcji mieszkanka Lublina. - Trzecią dawkę, tzw. utrwalającą powinnam mieć teraz. W przychodni usłyszałam, że już nie szczepią za darmo. Za pieniądze też nie, bo w ogóle nie mają szczepionek. Poradzili, żebym kupiła ją w aptece. Ale nigdzie nie ma.
Przychodnie nie zaopatrzyły się, bo resort zdrowia zniósł obowiązek szczepień. W aptekach też pusto. - W całej Polsce zabrakło - mówi Henryka Muda, kierowniczka apteki przy ul. Hipotecznej w Lublinie. - Na początku stycznia miałam cztery z ubiegłego roku. Sprzedałam je w mig. Wzięłam jeszcze 10. Bałam się, że nie pójdą, ponieważ w całym ubiegłym roku sprzedałam tylko 5. Rozeszły się w ciągu jednego dnia.
W hurtowni Cefarmu, głównego dostawcy farmaceutyków na Lubelszczyznę, panuje dezorientacja. - Nie wiemy, kiedy będą - powiedziano nam. - Producent nie dostarcza.
Jest nim firma GlaxoSmithKline, która od lat zaopatruje polski rynek w szczepionkę Engerix B. Producentowi wydawało się, że kiedy resort wycofa się z finansowania szczepień, ludzie nie będą chcieli płacić i zainteresowanie spadnie. Stało się odwrotnie. - Nastąpił gwałtowny wzrost zapotrzebowania, który może powodować przejściowe braki na rynku. Czynimy wszystko, aby sprowadzić dodatkową partię - mówi Przemysław Okręglicki, przedstawiciel na Polskę tej firmy.