Obrazki z ostatniego tygodnia. Przychodnia przy ul. Hipotecznej. Maja ma niespełna 2 lata. Jej mama stoi w kolejce, żeby zapisać dziecko do specjalisty. Mała w tym czasie ogląda na tablecie kolejny odcinek serialu animowanego.
Jedna z lubelskich galerii handlowych: podczas gdy kobieta koło czterdziestki biega po sklepach na jednej z kanap siedzi jej mąż z trójką synów. Nie rozmawiają. Każdy zatopiony jest w swoim telefonie. Przystanek przy Ogrodzie Saskim. Do autobusu wsiada grupka rozgadanych i roześmianych nastolatków. Po niespełna minucie każdy z nich wyciąga telefon. Rozmowa milknie...
- Ja wiem, że to nie jest dobre - przyznaje mama Mai. - W idealnym świecie tak pewnie by nie było, ale ja nie jestem idealna. Jestem normalna. Włączam córce bajki, żeby móc spokojnie porozmawiać, coś załatwić, ugotować obiad. Inaczej nie dałabym rady. Czy pani wie, jak takie dzieci potrafią dokuczyć. Wiem. Też mam dzieci. Wiedzą też psychologowie.
Dzieci i czas
- Chodzi o zagospodarowanie czasu dzieciom, co zawsze powodowało u dorosłych wielkie trudności - przyznaje Ireneusz Siudem, psycholog społeczny, psychoterapeuta z Lublina. - Może kiedyś były one tylko trochę mniejsze. Za czasów tzw. komuny większość z nas pracowała osiem godzin. Człowiek wracał potem do domu i czy chciał, czy nie chciał, z dziećmi po prostu był.
Teraz rozwój gospodarki rynkowej i zmiany w ekonomii spowodowały, że rodzice pracują nawet kilkanaście godzin dziennie. Wyjeżdżają w delegacje. Telefony, komputery i tablety są więc niejako substancją zastępczą. Środkiem kompensującym np. brak kontaktu emocjonalnego. Ale media stały się też bardzo pożądanym gadżetem, który zastępuje rodzica na co dzień. Wielu z nich, zdając sobie z tego sprawę lub nie, odczuwa ulgę, że dziecko jest w domu, przy komputerze lub telefonie, a oni mogą w tym czasie spokojnie obejrzeć serial, odpocząć po pracy, porozmawiać z koleżanką.
Własne światy
- Ja mam swoje życie, a oni swoje. O czym mamy cały czas gadać? - wzrusza ramionami ojciec wpatrujący się na środku sklepu w telefon. - Ale mamy też wspólne pasje, na przykład właśnie gry. To co, że się do siebie nie odzywamy? Spędzamy razem czas na grze. Potem każdy opowiada jak mu poszło. To nas łączy.
- Do niedawna nie widziałam problemu. Teraz wiem, że wszyscy jesteśmy uzależnieni - usłyszałam przed wakacjami od przyjaciółki, matki siódmoklasisty. - Dotarło do mnie, że po południu siedzimy wszyscy w salonie w zupełnej ciszy. W tle słychać telewizor, a my go nawet nie oglądamy, nie rozmawiamy, tylko każdy coś grzebie w swoim smartfonie. Robimy to od wielu tygodni, ale dopiero teraz zobaczyłam, jak bardzo to głupie.
6 godzin dziennie
Okazuje się, że nie są jedyni. Z badań przeprowadzonych w połowie roku wśród 11- i 12-latków z Lublina wynika, że dzieci codziennie korzystają ze smartfonów przez 1-2 godziny, a w weekendy: ponad 6 godzin. Z tego powodu zaniedbują obowiązki szkolne i domowe. Omijają posiłki. Mają problemy ze snem oraz nocne lęki powodujące niewyspanie i rozdrażnienie. Telefon z bezpośrednim dostępem do internetu jest tak ważny, że 75 proc. szóstoklasistów z Lublina używa go w trakcie wizyt kolegów i krewnych, a 62 proc. w trakcie posiłku w domu.
Co drugi: w trakcie przerw szkolnych, a co trzeci: także w trakcie lekcji. 12 proc. uczniów przyznało się do korzystania z telefonu w trakcie sprawdzianów, a 6 proc. w kościele podczas mszy.
- Uzależnienie od internetu nie jest czymś nowym. Pierwsze przypadki uzależnienia od mediów i interntu były notowane nawet 15 lat temu w Wielskiej Brytanii, czy Stanach Zjednoczonych - opowiada Ireneusz Siudem. - Do nas dotarły wraz z rozwojem mediów cyfrowych. Do tego doszła moda na kupowanie zbyt małym dzieciom telefonów i tabletów. Tymczasem prawidłowo rozwijające się dziecko nie powinno korzystać z żadnych mediów do 6, a nawet 7 roku życia. Tego warunku nie spełniamy. Już nawet trzylatki dostają smartfony i tablety. Są zostawiane przed komputerami. Wprawdzie teoretycznie nie robią nic złego, bo oglądają tylko bajki, ale w praktyce tak być nie powinno.
Wszystko jest kolorowe
Szacuje się, że uzależnionych od telefonu komórkowego jest 3,94 proc. uczniów szkół podstawowych z Lublina, a zagrożonych takim uzależnieniem ponad 31 proc. Problem ten dotyczy bardziej dziewcząt niż chłopców. I jest zjawiskiem bardzo niepokojącym. Winę ponosimy my, rodzice.
- Danie dziecku komórki czy dopuszczenie do innych mediów to ryzyko, że wkrótce staną się one bardziej atrakcyjne niż powszednie życie. Okazuje się, że to co dzieje się w internecie, czy telefonie niezwykle wciąga - zauważa Siudem. - Ma cechy, których nie można znaleźć nigdzie indziej. Tam jest rzeczywistość wielowymiarowa. Wszystko jest kolorowe. Dzieje się szybko. Niesamowicie silnie działa na zmysły.
Po pewnym czasie korzystania z takich urządzeń okazuje się, że nie ma dla nich alternatywy w normalnym, realnym świecie. Nie ma czegoś, co mogłoby zastąpić sposób stymulowania zmysłów przez media. A skoro nie ma alternatywy to dziecko zaczyna pragnąć tego, jak narkotyku. To bardzo podobny sposób uzależnienia. Telefon jest jak heroina: daje coś, czego nie można uzyskać nigdzie indziej.
Siudem uważa, że podobne uzależnienia towarzyszyły ludziom od zawsze. Wielu Rzymian ganiło powiedzenie „chleba i igrzysk”, ale większości o te właśnie „igrzyska” zawsze chodziło. Sokrates ganił mu współczesnych za to, że żyją w sposób powierzchowny i nie tworzą relacji, że konsumują zbyt dużo.
- To działo się od zawsze. Współcześnie zmianie uległ tylko substytut. Dziś posiadamy dobra techniczne i możliwość tworzenia wirtualnej rzeczywistości w 3D. To daje niesamowicie dużo możliwości zaspokojenia, albo raczej dania złudzenia zaspokojenia rożnych potrzeb, które są człowiekowi niezbędne do rozwoju takich jak chociażby miłość, przyjaźń, uznanie, chęć zwrócenia na siebie uwagi - wylicza psycholog.
Będzie gorzej
Bo uzależnienie od mediów jest swoistym kołem samozamachowym. Dajemy dziecku telefon, żeby mieć czas dla siebie. Ono z niego korzysta coraz częściej. Cieszymy się my, cieszy się ono, a po drodze gubi się to co jest w rodzinie najważniejsze: uczucia.
- Na zaspokojenie najważniejszych potrzeb wśród najbliższych człowiek ma dziś szanse mniejsze niż kiedyś - uważa Siudem. - Perspektywy nie są zbyt optymistyczne, bo skoro nie uczy się ich dziś w rodzinie to nie będzie ich umiał przekazywać w swoim dorosłym życiu. Z pokolenia na pokolenie będzie coraz gorzej. Co więcej powstają substytuty zaspokajania najbardziej silnych potrzeb: bliskości, seksu, spędzania czasu razem.
Przecież to wszystko już w internecie jest. Korzystamy z nich, upośledzając przy tym niejako nasz rozwój ponieważ nie do końca zaspokojone potrzeby narażają nas na frustracje. Człowiek żyjący w poczuciu frustracji reaguje agresywnie. Towarzyszy mu złość, agresja, niezadowolenie, depresja, postawy nihilistyczne, autoagresja, próby samobójcze. To wszystko nie dotyczy tylko dorosłych, ale i coraz młodszych dzieci, bo one tych bajek, telefonów i komputerów mają zwyczajnie za dużo.
Recepta
Jedynym czynnikiem konkurencyjnym wobec mediów są według psychologów głębokie uczucia. Bo człowiek od zawsze potrzebuje mocnego kontaktu emocjonalnego. Miłości. Przyjaźni. Relacji z bliskimi.
- Żyjemy niestety w czasach kiedy relacje te nawet w rodzinach są często zdawkowe, powierzchowne, nietrwałe - zauważa Siudem. - Współczesny człowiek ma mniejsze możliwości zaspokajania potrzeb płynących z tych relacji dlatego oczekuje środków zastępczych. To jest taki mechanizm który uzależniania.
Jest tylko jedna prosta, bardzo dobra, aczkolwiek niesamowicie trudna do wykonania rada: to darzyć swoje dzieci miłością. Stawiać na bliskość, relacje, bycie razem, spędzanie wolnego czasu. Dziecko i rodzic powinni czuć się ze sobą na tyle dobrze, że wszystko to co w internecie powinni odbierać jako mniej atrakcyjne. Jeżeli rodzice spotykają się ze swoimi dziećmi na siłę, czy czekają tylko żeby usiąść do komputera to jest już sygnał, że te relacje zostały naruszone.
Jedyna słuszna recepcta to rozwój bliskich, bezpośrednich relacji międzyludzkich. Jak najbardziej bliskich, jak najbardziej zdrowych. Obdarzonych zaufaniem i miłością. - O te relacje powinniśmy dzisiaj naprawiać i pielęgnować, a telefony same pójdą w odstawkę - przekonuje Ireneusz Siudem.