Dwaj kierowcy, którzy 1 kwietnia zginęli w pożarze hangaru w Belgii, pochodzili z lubelskich Zemborzyc. Dziś w tamtejszej parafii odbędą się uroczystości pogrzebowe.
Na dziś w Zemborzycach zaplanowano uroczystości pogrzebowe ofiar pożaru. – To dla nas wszystkich ogromna tragedia –ubolewa ks. Stanisław Antoni Opiela, proboszcz parafii św. Marcina. – Pierwszy z mężczyzn, Marcin, zostawił żonę i osierocił dwójkę dzieci, w wieku 2 i 6 lat. Drugi, Paweł, planował ślub. Miał się odbyć jeszcze w tym roku.
– To byli młodzi ludzie, około trzydziestki – opowiada mieszkaniec Zemborzyc. – Za granicę pojechali za chlebem...
Byli zatrudnieni w jednej z firm z Tomaszowa Lubelskiego oferującej – jak czytamy na jej stronie internetowej – "pełną pomoc we wszystkich sprawach związanych z transportem i magazynowaniem na terenie całej Europy”.
Zaraz po tragedii zapytaliśmy prezesa tej firmy, czy ofiary pożaru pracowały u niego, prosiliśmy o komentarz. Nie chciał z nami rozmawiać. Przyznał jedynie, że spotkało ich "nieszczęście”, a ofiary pożaru "przewinęły się” przez jego firmę.
Do pożaru doszło 1 kwietnia nad ranem w belgijskim Wingene. Polscy kierowcy spali w przerobionym na mieszkanie hangarze. W pomieszczeniach znajdowało się 11 osób. Wszyscy są pracownikami oddelegowanymi z polskich firm, zajmują się remontami palet i przewozami.
W ogniu ucierpiało także dwóch innych pracowników, z poparzeniami leżą w szpitalu. – Oni nie pochodzą z Lubelszczyzny. Są w stanie stabilnym – poinformowała nas konsul Pia Libicka z Brukseli.