O tym jak ciężko jechać na wózku inwalidzkim lub pchać taki wózek przez miasto przekonywali w środę dziennikarzy aktywiści z Czubów. Zorganizowali przejazd główną trasą przez dwa osiedla koło Starego Gaju.
Tu za wysoki krawężnik, tam krzywy chodnik, gdzie indziej bruk porośnięty trawą. Taki tor przeszkód pokonywała w środę Barbara Jurkowska, działaczka społeczna poruszająca się na co dzień na wózku inwalidzkim. Start był na pętli autobusowej obok os. Widok, meta na pętli przy os. Poręba, a trasa wiodła przez ul. Bursztynową, Ametystową i Agatową.
– W niektórych miejscach chodnik jest nierówny, są wypukłości przy studzienkach – skwitowała tor przeszkód pani Barbara. – O ile w środku miasta zwraca się na to uwagę, to na osiedlach jest gorzej. Ja mieszkam przy Różanej i mam wysoki krawężnik, więc mój wózek elektryczny stoi w garażu, bo ja się boję jechać ulicą, powinnam jechać chodnikiem, a na chodnik nie wjadę – tłumaczyła Jurkowska i podkreślała, że wielu niepełnosprawnych jest więźniami mieszkań przez brak windy i wysokie krawężniki. – Możemy mieć aquapark, możemy mieć urzędy dostosowane, ale podstawą jest to, żebyśmy mogli wyjść z domu na spacer, czy do najbliższego warzywniaka.
Działaczka nie jechała sama, jej wózek pchał dzielnicowy radny z Czubów Południowych, który zaprosił media na środowy przejazd. Czemu miała służyć ta akcja? – Przede wszystkim pokazaniu, że są różne perspektywy – odpowiada Krzysztof Wiśniewski. – Niestety przy planowaniu miasta pokazuje się najczęściej perspektywę zdrowego człowieka, w pełni sił. Dla takiego człowieka miasto będzie zawsze odpowiednie. Naszym zdaniem obowiązkiem miasta jest dbać o osoby mające jakieś ograniczenia i to będzie dobre dla każdego.
– Każdy z nas w pewnych momentach może zauważać problemy, chociażby po złamaniu nogi. Już nie wspomnę o dziecku na wózku, czy ciągnięciu walizki. Każdy człowiek w pewnym momencie potrzebuje tego płaskiego chodnika. To może być miesiąc, ale to może być całe życie – mówi Jurkowska. Zarówno ona, jak i Wiśniewski zaangażowani są w ruch miejskich aktywistów przymierzających się do startu w jesiennych wyborach samorządowych. Czy środowa akcja miała kontekst wyborczy? – Nie – zapewnia Wiśniewski. – Działamy od lat społecznie, nie robimy tego pod żadnym szyldem.