Jednego głosu zabrakło, by odwołać Andrzeja Pruszkowskiego (PiS) z funkcji przewodniczącego sejmiku.
Województwem rządzi od roku koalicja PiS-PO. Jednak po październikowych wyborach parlamentarnych sojusz zaczął pękać. Platforma - wbrew protestom PiS - chce dla siebie fotela marszałka województwa, a PSL domaga się udziału w koalicji.
Wczoraj doszło do pierwszej próby sił. Aby osłabić pozycję PiS, Janusz Palikot, poseł i jednocześnie szef lubelskiej PO, montował dość egzotyczny sojusz zdolny obalić Andrzeja Pruszkowskiego. Pod wnioskiem o jego odwołanie podpisało się 20 radnych: wszyscy z PO i PSL, część z Samoobrony i SLD.
Radni Platformy byli pewni swego.
PiS ratował sytuację
- Proszę radnych, żeby przed głosowaniem zastanowili się, czy opierają się na rzetelnej ocenie sytuacji czy na poleceniach partyjnych central - apelował Pruszkowski.
Wreszcie doszło do tajnego głosowania i od razu wybuchła awantura.
- Prawo do tajności głosowania jest zagwarantowane. To od radnych zależy, czy z niego skorzystają - kontrował radny Jan Kowalik (PSL).
Po podliczeniu głosów i ogłoszeniu wyników triumfowali działacze PiS. Do odwołania Pruszkowskiego zabrakło jednego głosu. Wymagana większość wynosiła 17 głosów, tymczasem za było 16 radnych, przeciwko 14, wstrzymało się dwóch.
Co dalej? Platforma, dotąd niechętna oficjalnej współpracy z Samoobroną i SLD, może zaproponować im posady w Zarządzie Województwa. Wówczas mogłaby liczyć na faktyczne poparcie w przyszłych głosowaniach. Tym bardziej że poseł Palikot nie porzuca myśli o poszerzeniu koalicji o ludowców i fotelu marszałka dla Platformy.
- A my jesteśmy cały czas gotowi do rozmów o współpracy i wzięciu odpowiedzialności za województwo - powtórzył wczoraj Jacek Czerniak radny SLD.