Obrona i działanie ze strachu przed „porobionym” przyjacielem z dzieciństwa, czy zabójstwo z zimną krwią? Na to pytanie odpowiedzieć będą musieli sędziowie pochylający się nad sprawą śmierci młodego człowieka.
Poznali się w zerówce, a może w pierwszej klasie... Dziś trudno to ustalić. Zostali przyjaciółmi. Nawet, gdy jeden wyprowadził się z blokowiska, wciąż utrzymywali kontakt. Spotykając się zażywali też narkotyki. Podobno nigdy się nie kłócili. Tak było przynajmniej do 2 marca ubiegłego roku. Wtedy mężczyźni spędzili z sobą cały dzień i kolejną noc.
– Braliśmy mefedron. Dużo. Co 20 minut – zeznawał w pierwszym dniu procesu zasiadający na ławie oskarżonych Karol G. – Piliśmy trochę alkoholu. W pewnym momencie mu odbiło. Zaczął mówić, że go zawiodłem. Stało się to po tym, jak ja już nie chciałem brać narkotyków i powiedziałem żeby też przestał, bo jest „za bardzo porobiony”. Wtedy nastąpił jego wybuch agresji.
Przyjaciel miał Karola G. bić pięścią, uderzać w głowę butelką po wódce i kopać, po głowie, gdy ten się przewrócił. Chciał też rzucić pustakiem w jego głowę. Podniósł go, ale nie trafił. Wtedy zaatakowany uciekł do swojego domu. Miał zmywać krew, gdy kolega zaczął dobijać się do jego domu.
– Krzyczał: „Otwieraj, jak nie otworzysz to cię zaj…”. Byłem mocno poobijany. Przestraszyłem się, że zacznie mnie znowu bić albo zrobi krzywdę mojej małej siostrzyczce, która była wtedy w domu – zeznawał. Dlatego wziął z kuchennej szuflady nóż. – Bałem się. Byłem przestraszony. Wziąłem pierwsze lepsze narzędzie. Gdyby tam była siekiera, wziąłbym siekierę. Gdyby był pistolet, wziąłbym pistolet.
Z nożem Karol G. podszedł do drzwi balkonowych. W sadzie mówi, że w ten sposób chciał przyjaciela odstraszyć. Potem jednak otworzył drzwi. Mówi, że stało się to wtedy, gdy usłyszał zapewnienie: „No co ty ziomuś! Przecież nic ci nie zrobię” i gdy przyjaciel odrzucił trzymaną w ręku pustą butelkę. Gdy otworzył otrzymał jednak dwa ciosy pięścią. Wtedy uderzył nożem przyjaciela w brzuch. Ostrze weszło mniej więcej do połowy.
Ofiara i agresor wyszli z domu i poszli pod pobliski cmentarz. Zaczęli wzywać pogotowie. W pierwszym dniu procesu nagrania odtworzono. Słychać, że zarówno ofiara, jak i oskarżony mieli problem z wysłowieniem się. Największe wrażenie robią jednak słyszane w tle słowa Karola G. : – Żyjesz? Mów do mnie. Mów do mnie…
Gdy pojawiła się policja, Karol G. twierdził, że zostali zaatakowani przez trzech mężczyzn, którzy zatrzymali się obok nich niebieskim BMW. Szybko okazało się, że było jednak inaczej.
Z aktu oskarżenia wyłania się jednak zupełnie obraz wydarzeń. Śledczy ustalili, że Karol od wczesnej młodości źle się zachowywał i dlatego kilkukrotnie przebywał w ośrodkach terapeutycznych. Ponieważ nie przestrzegał regulaminów, był z nich wyrzucany. Później dorabiał sobie sprzedażą substancji psychoaktywnych. Feralnego dnia miał też bić pięściami po twarzy, a następnie kopać po głowie i tułowiu partnerkę swojego przyjaciela.
– Działał z bezpośrednim zamiarem. Nie można mówić o obronie koniecznej, chociażby z uwagi na to, iż oskarżony powodowany chęcią odwetu za wcześniejsze pobicie przez pokrzywdzonego zachowywał się bardzo logicznie i w sposób przemyślany zabrał z szuflady kuchennej nóż. Jak sam stwierdził, rozmawiał z pokrzywdzonym przez chwilę przez zamknięte drzwi tarasowe i wcale nie musiał ich otwierać jednocześnie tworząc warunki do bezpośredniej konfrontacji z nieuzbrojonym pokrzywdzonym. W sytuacji poczucia zagrożenia o siebie i swoją siostrę nic nie stało na przeszkodzie, żeby wezwał pomoc. Takie zachowanie byłoby racjonalne – czytamy w akcie oskarżenia.
Przed Sądem Okręgowym w Lublinie mężczyzna odpowiada za zabójstwo, posiadanie substancji psychoaktywnych i pobicie kobiety.