Małżeństwo z Rejowca nie chciało, aby ich synowie spędzili święta w rodzinie zastępczej.
Uważają, że jako rodzice nie zasłużyli na taką karę. Deklarują, że zrobią wszystko, aby zatrzymać dzieci przy sobie.
Paweł do niedawna odbywał karę pozbawienia wolności, która została mu zawieszona. Utrzymuje rodzinę z pracy dorywczej. Na bieżąco pomagają im także najbliżsi.
Z ukrywającą się rodziną nie ma kontaktu. W ubiegłym tygodniu Budzyńscy zdecydowali się jedynie na rozmowę z Panoramą Lubelską. – Kurator w rozmowie ze mną chciał, abym potwierdziła, że mąż bije mnie i dzieci – powiedziała przed kamerą pani Ewa. – Sam zadawał pytania, odpowiadał na nie i zapisywał. Moje zaprzeczenia nie miały znaczenia.
Sąsiedzi Budzyńskich praktycznie nie mają im nic do zarzucenia. Jeśli nawet przyjmowali gości, to dla nikogo nie było to uciążliwe. Ewa Czyż, rzecznik chełmskiej policji sprawdziła, że w ciągu ostatniego roku mundurowi ani razu nie pukali do ich mieszkania z interwencją. Również pracownicy rejowieckiego GOPS, którzy opiekowali się tą rodziną, po wizytach czy wywiadzie środowiskowym nie mieli podstaw do podejrzeń, że za drzwiami ich mieszkania dzieje się coś złego. Nic nie wskazywało, że u Budzyńskich dochodzi do przemocy i że cierpią na tym dzieci.
– My nie dyskutujemy z decyzjami sądu – mówi Hanna Białasz, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Chełmie. – Otrzymaliśmy postanowienie sądu o umieszczeniu dzieci w rodzinie zastępczej i taką rodzinę dla nich znaleźliśmy. Sprawa jest dla nas nowa. Uważam jednak, że sąd musiał mieć dostateczne powody, aby wydać takie, a nie inne postanowienie. Problem w tym, że razem z kuratorem nie możemy tego wykonać, skoro nie wiemy, gdzie są dzieci. Martwimy się o nie.
Chociaż nie było mowy o interwencjach, to policjanci jednak bywali u Budzyńskich. Wzywała ich właścicielka mieszkania, która chciała, aby lokatorzy je opuścili. Do Wigilii ani sąd, ani kurator nie zwrócili się do mundurowych o pomoc w poszukiwaniach Budzyńskich i ich dzieci.
Krasnostawski sąd nie zdradził, jakimi przesłankami kierował się wydając postanowienie o odebraniu chłopców i umieszczeniu ich w rodzinie zastępczej.