Córka „żołnierzy wyklętych” domaga się od Skarbu Państwa 15 mln zł zadośćuczynienia. Po milionie za każdy rok spędzony w ubeckim więzieniu i domach dziecka. To pierwsza taka sprawa w Polsce.
– Tej traumy, tego co przeżyliśmy jako dzieci „wyklętych”, nie da się opowiedzieć. Większość nawet nie chce o tym mówić. Ja ich rozumiem. Postanowiłam jednak wystąpić jako pierwsza i walczyć – mówi Magdalena Zarzycka-Redwan, prezes Stowarzyszenia Dzieci Żołnierzy Wyklętych.
Kobieta od lat 90. bezskutecznie starała się o zadośćuczynienie za traumatyczne dzieciństwo. Sądy argumentowały, że nie ma podstaw prawnych do wypłaty takiego świadczenia. Nowe możliwości otworzyła znowelizowana w marcu ustawa o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego.
Szefowa stowarzyszenia złożyła do Sądu Okręgowego w Lublinie wniosek o zadośćuczynienie. Domaga się od Skarbu Państwa 15 mln zł.
Ciąża nie uchroniła od katowania
– Spędziłam ponad dwa lata w więzieniu na Zamku Lubelskim i kolejne trzynaście w domach dziecka. Stąd ta suma. To zadośćuczynienie za wszystkie krzywdy – mówi Magdalena Zarzycka-Redwan. – Nie wiem, jak sąd do tego podejdzie, ale dla mnie jest bardzo ważne, że ta sprawa jest już na wokandzie. Chcę o tym mówić, dla innych dzieci „wyklętych”, o których nikt nie pamięta. Oni podchodzą do tego ostrożnie i czekają na rozstrzygnięcie mojej sprawy. Chcę zobaczyć, o co da się zawalczyć.
Magdalena Zarzycka-Redwan urodziła się w maju 1949 r. na lubelskim zamku. Mieściło się tam wówczas więzienie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Matka kobiety – Stefania, zmarła zaraz po porodzie. Z kolei ojciec, Władysław, został skazany na 15 lat więzienia. Odzyskał wolność w 1956 roku.
Rodzina Zarzyckich mieszkała niedaleko Lublina, w miejscowości Kolonia Łuszczów. Ich stojący na uboczu i otoczony lasem dom zapewniał dobre warunki do konspiracji. Zarzyccy działali w organizacji Wolność i Niezawisłość. Władysław organizował dla partyzantów broń i pieniądze. Stefania przywoziła z Lublina amunicję. W domu Zarzyckich spotykali się dowódcy oddziałów WiN. Wydał ich jeden z żołnierzy organizacji o pseudonimie „Góral”. Podczas zasadzki dowódcy uciekli, ale funkcjonariusze UB aresztowali gospodarzy.
Zarzyccy zostawili w domu troje dzieci. W chwili aresztowania Stefania była w zaawansowanej ciąży. Nie uchroniło jej to przed torturami. Po jednym z przesłuchań skatowana kobieta urodziła Magdalenę. Kilkadziesiąt minut później zmarła.
Dziewczynką przez ponad dwa lata zajmowały się inne więźniarki. W 1951 Magdalena Zarzycka trafiła do domu dziecka. Pięć lat później na mocy amnestii jej ojciec wyszedł na wolność.
„Córka bandyty”
Władysław Zarzycki próbował odzyskać skonfiskowany wcześniej przez władze majątek. W 1963 r., po jednej z rozpraw, zmarł na zawał. Magdalena wróciła do sierocińca, gdzie przyklejono jej łatkę „córki bandyty”. Przez kolejne lata musiała ukrywać prawdę o swoim pochodzeniu i losach rodziców. Po upadku komunizmu zaczęła odkrywać historię rodziny. Doprowadziła m.in. do sądowej rehabilitacji ojca.