Sprawiedliwość w końcu zwyciężyła - cieszy się Olha Klisovets-Kalbarczyk. Kobieta ostatecznie wygrała batalię z urzędnikami.
- Jak wygrałam w sądzie, to poczułam się tak, jakbym się w Polsce po raz drugi urodziła - cieszy się pani Olha. O jej historii pisaliśmy latem ub. roku. Ukrainka nie zrobiła nic złego, a mimo to policja i urzędnicy całymi latami ciągali ją po sądach. Do Polski przyjechała przed ośmiu laty. Wyszła za Józefa Kalbarczyka z Zagórza w gminie Cyców. Po trzech latach mężczyzna niespodziewanie zmarł. Kobieta zaopiekowała się swoim 83-letnim teściem.
Kłopoty zaczęły się, gdy nie zdążyła na czas przerejestrować na siebie samochodu, który należał do jej męża. To uchybienie administracyjne, ale latem 2004 roku policja z Cycowa skierowała do sądu wniosek o ukaranie jak za wykroczenie. Ukrainka uważała, że nic złego nie zrobiła i nie poinformowała o sprawie we wniosku o przedłużenie pozwolenia na pobyt w Polsce. Włodawski sąd ją w końcu uniewinnił. Nawet policja przyznała, że sporządzenie wniosku o ukaranie wynikało ze złej interpretacji przepisu.
Ale urzędnicy wojewody lubelskiego nie odpuścili. Z powodu "zatajenia” sprawy o wykroczenie nie przedłużyli pani Olhi pozwolenia na pobyt w Polsce. Ich decyzję podtrzymał prezes Urzędu do Spraw Repatriacji i Cudzoziemców.
Na szczęście innego zdania były sądy. Najpierw Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uchylił decyzję lubelskich urzędników. - Naruszyli zasadę działania zgodnie z interesem społecznym - stwierdził. Przed świętami jego decyzję ostatecznie utrzymał w mocy Naczelny Sąd Administracyjny. - Dzięki takiemu orzeczeniu pani Olha może już teraz uzyskać prawo do osiedlenia się w Polsce na stałe - mówi adwokat Krzysztof Kamiński, który reprezentował Ukrainkę w sądach.
Urzędnicy będą też musieli wyciągnąć wnioski z przegranej. - Zawsze zapoznajemy się z uzasadnieniem orzeczenia i bierzemy je pod uwagę w podobnych sprawach - przyznaje Małgorzata Trąbka z biura prasowego Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego.