Od wczoraj we wszystkie poniedziałki Urząd Miasta pracuje od godz. 10.30 do 18.30. Zmiana miała ułatwić mieszkańcom życie. Ale nie ułatwiła. Bo Ratusz nie zadbał, by informacja o zmianach dotarła do lublinian.
Przed pokojem 113 od świtu kłębi się tłum ludzi. – Przyszedłem o szóstej rano. Nic nie wiedziałem o zmianach. I czekam już kilka godzin – żali się Stanisław Wierciński. Jest pierwszy w kolejce. Za nim stoi kilkadziesiąt osób. Dopiero o godz. 10.37 pojawia się urzędniczka i zaczyna przyjmować interesantów.
Wczoraj magistrat rozpoczął pracę o 10.30. Ale okienko, w którym załatwiane są sprawy związane z dowodami osobistymi było otwarte dopiero od godz. 11.
– Urzędnicy pracują od 10.30, ale przyjmują ludzi pół godziny później, bo muszą przygotować sprzęt – tłumaczy Andrzej Szerlak, dyrektor Wydziału Spraw Administracyjnych. – Uruchomienie komputerów jest bardzo czasochłonne.
– Komputer z dobrze zainstalowanym oprogramowaniem uruchamia się ok. 1,5 minuty. Gdy ma zaśmieconą pamięć, trwa to kilka minut. Ale na pewno nie pół godziny – twierdzi Konrad Kowalski z serwisu komputerowego CSS.
– Dostałam karteczkę, że dowód mam odebrać 10 stycznia. Ale o godzinach urzędowania nie ma tu ani słowa – skarży się nam pani Małgorzata. Czeka dwie godziny. Nie ona jedna przyjechała za wcześnie.
– Byłem tuż po dziewiątej. Nie opłacało mi się wracać do domu na Poczekajkę i już zostałem. Dobrze, że chociaż są tu krzesła – dodaje
Władysław Pyc.
Ludzie, z którymi rozmawiamy, są zaskoczeni zmianą. – Dobrze, że urząd pracuje dłużej. Ale ludzi trzeba było o tym poinformować – przyznaje Bernadetta Kozioł.
– Tablica z nowymi godzinami pracy wisi u nas od tygodnia – broni się Szerlak.
Ale od decyzji o zmianie godzin pracy urzędu minęło już... pięć tygodni.