Są już gotowe mapy potrzeb zdrowotnych opracowane przez Ministerstwo Zdrowia. Wynika z nich, że w naszym województwie do 2029 r. konieczna jest znaczna redukcja łóżek szpitalnych. – Dane resortu nie przystają do rzeczywistości – alarmują lekarze.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Z analiz przygotowanych przez resort zdrowia wynika, że w naszym województwie redukcja łóżek jest konieczna m.in. na oddziałach chirurgii ogólnej (teraz jest ich 930, do 2029 roku ma być – 565), ginekologiczno-położniczych (jest 936, ma być – 418), chorób wewnętrznych (jest 1611, ma być – 1383) czy pediatrycznych (jest 469, ma być 169). Liczba łóżek ma się za to zwiększyć na oddziałach pulmonologicznych (jest 464, ma być 500) i kardiologicznych (jest 385, ma być 467). Na oddziałach onkologicznych liczba łóżek się nie zmieni.
– Dane ministerstwa nie przystają do rzeczywistości. W tym momencie zapisujemy pacjentów na zabiegi już na koniec listopada. Liczba pacjentów od lat utrzymuje się na takim samym poziomie albo nawet rośnie nie można więc myśleć o redukcji łóżek – komentuje Paweł Gajek, chirurg z SPZOZ w Puławach.
Lekarz przypomina, że mapy zdrowotne nie były konsultowane z lokalnymi samorządami. – Jestem przewodniczącym komisji zdrowia w radzie powiatu i nie było żadnych konsultacji na ten temat, a żeby mieć pełny obraz sytuacji w szpitalach, zwłaszcza powiatowych, takie konsultacje są koniecznością – podkreśla Gajek.
Zdaniem prof. Tomasza Paszkowskiego, kierownika III Katedry i Kliniki Ginekologii w SPSK nr 4 w Lublinie, łóżka nie mogą być likwidowane we wszystkich szpitalach.
– Jeżeli ministerstwo mówi o tak radykalniej zmianie liczby łóżek pionu ginekologiczno-położniczego, to powinno jednocześnie wskazać, w których szpitalach ta liczba powinna być ograniczona, a które oddziały powinno się zlikwidować np. ze względu na znikomą liczbę porodów lub bardzo niskie „obłożenie” posiadanych łóżek – tłumaczy.
Prof. Paszkowski proponuje też zwiększenie wysokości kontraktu dla jednostek (szczególnie klinik uniwersyteckich) gdzie stale są wysokie nadwykonania (za które NFZ często w ogóle nie płaci). Tam trafiają najcięższe przypadki. – Często przesyłane z oddziałów o niższym stopniu referencyjności, gdzie ponad połowa łóżek stoi pusta – mówi prof. Paszkowski.
Ministerstwo Zdrowia zapewnia, że „nie ma na celu zamykania oddziałów szpitalnych”. – Istotą map potrzeb zdrowotnych jest stworzenie rzetelnego narzędzia statystycznego. Pozwoli ono racjonalnie planować zakup świadczeń, a także nowe inwestycje. Mapy nie są elementem centralnego sterowania – zapewnia Milena Kruszewska, rzeczniczka ministra zdrowia. – Mapy nie są również w żadnej mierze wskazówką, które szpitale powinny otrzymać kontrakty, bo w Polsce istnieje system konkursów.