Córka żołnierza wyklętego wywalczyła milion złotych odszkodowania. Teraz walczy o kolejne 14 milionów. Ma to być zadośćuczynienie za lata spędzone w komunistycznym więzieniu oraz zniszczoną młodość
Pani Magdalena przez dwa lata po urodzeniu żyła w warunkach niemożliwych do wyobrażenia. Nie wiedziała, jak wygląda świat. Znała jedynie mury więzienia. Przeżyła tylko dlatego, że inni więźniowie oddawali jej chleb i fragmenty ubrań – przypomniała podczas wczorajszej rozprawy mecenas Agnieszka Sobczak.
Zniszczyli jej całe życie
Jej klientka, Magdalena Zarzycka-Redwan, urodziła się w 1949 r. na lubelskim zamku. Działało tam wówczas więzienie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Rodzice pani Magdaleny, Stefania i Władysław, trafili na zamek za ukrywanie żołnierzy podziemia. W ich domu w Kolonii Łaszczów spotykali się dowódcy oddziałów WiN. Podczas zasadzki funkcjonariusze UB aresztowali gospodarzy. Stefania była wówczas w zaawansowanej ciąży. Nie uchroniło jej to przed torturami. Po jednym z przesłuchań skatowana kobieta urodziła Magdalenę. Kilkadziesiąt minut później zmarła. Władysław został skazany na 15 lat więzienia. Odzyskał wolność dopiero w 1956 roku.
– Dopiero po latach dowiedział się, że jego córka żyje. Państwo czekało, aż ona umrze – mówiła w sądzie pełnomocnik Magdaleny Zarzyckiej-Redwan.
Na zamku dziewczynką przez ponad dwa lata zajmowały się inne więźniarki. Jedna z nich przez pierwsze tygodnie po porodzie karmiła ją własną piersią. W 1951 Magdalena Zarzycka trafiła do domów dziecka w Łabuniach i Klemensowie. Spędziła tam kolejne 13 lat. Jako dziecko miała łatkę „córki bandytów”.
– Władza wiedziała, że pani Magdalena ma dwie babcie, ale skierowano ją do domu dziecka, w którym panował okropny rygor. Była tam bita przez inne dzieci. Atakami kierowała również dyrekcja placówki. Chodziło o ukaranie pani Magdaleny za czyny jej rodziców – przypomniała mecenas Sobczak.
Dodała, że pani Magdalena przez wiele lat miała problem ze znalezieniem pracy. Musiała ukrywać swoje pochodzenie. Po opuszczeniu domu dziecka, nie była w stanie nawiązać bliskiej więzi z ojcem. Ma za sobą również dwa nieudane małżeństwa. Do tej pory leczy się psychiatrycznie. Wszystko to wynik traumy z dzieciństwa.
– Komunistom nie udało się zabić pani Magdaleny, ale potrafili zniszczyć jej całe życie – podsumowała mecenas Sobczak.
„Nie jestem w stanie nikomu zaufać”
Magdalena Zarzycka-Redwan od lat 90. ubiegłego wieku starała się o zadośćuczynienie. Drogę do finansowej rekompensaty otworzyła dopiero nowelizacja przepisów z 2018 r. Córka żołnierzy wyklętych domagała się od Skarbu Państwa 15 mln zł zadośćuczynienia za narodziny i dwa lata w więzieniu na Zamku, a także za kolejne trzynaście lat w domach dziecka. W czerwcu ubiegłego roku Sąd Okręgowy w Lublinie przyznał jej milion złotych. Był to pierwszy taki wyrok w kraju.
– Bezmiar cierpienia jest tu oczywisty. Sąd musi jednak brać pod uwagę stopień zamożności społeczeństwa. Zadośćuczynienie powinno być godne, ale nie może powodować nadmiernego wzbogacenia się – uzasadniał rozstrzygnięcie sędzia Adam Daniel.
Magdalena Zarzycka-Redwan odwołała się od tego rozstrzygnięcia, domagając się dodatkowych 14 mln zł zadośćuczynienia. Wczoraj sprawa trafiła więc na wokandę Sądu Apelacyjnego w Lublinie. Prokuratura wnioskowała o utrzymanie w mocy pierwszego wyroku argumentując, że umieszczenie dziecka w placówce opiekuńczej nie może być traktowane równoznacznie z pobytem w więzieniu. Niezależnie od stosowanych tam metod wychowawczych.
– Cierpień nie można wycenić, ale zadośćuczynienie nie może służyć wzbogaceniu się – argumentowała prokurator Katarzyna Matusiak.
– Nie ufam sądowi, boję się. Dzisiaj jesteśmy na ostatnim etapie. Dla mnie były rzeczy ważniejsze. Uniewinnić rodziców, znaleźć dokumenty, poznać prawdziwą historię. Wpadałam w depresję, leżałam w szpitalu, ale szłam dalej. Po tym, co życie mi zafundowało, nie jestem w stanie nikomu zaufać – powiedziała po wyjściu z sali sądowej Magdalena Zarzycka-Redwan.
Sąd rozstrzygnie sprawę 27 stycznia.