Rodzice małego Leona z Lublina nie wiedzą dokładnie, co dolega ich synowi, a lekarze nie dają im jednoznacznej odpowiedzi. Każda wizyta u specjalistów wiąże się z kolejnymi wydatkami, dlatego prowadzą zbiórkę internetową. Dzięki wsparciu będą mogli kontynuować walkę o zdrowie i życie chłopca
Katarzyna Joć opiekuje się dwójką dzieci – 3-letnim Leonem oraz 9-letnią Oliwią. Jedynym żywicielem rodziny jest jej mąż. Z tygodnia na tydzień wydatki związane z leczeniem chłopca są coraz większe. – Zwracam się więc do wszystkich ludzi o dobrym sercu, którzy mogą wesprzeć zbiórkę na leczenie mojego dziecka. Bez Was nie jestem w stanie uratować jego życia, a koszta są ogromne – napisała pani Katarzyna na stronie zbiórki na portalu pomagam.pl.
Ciąża rozwijała się prawidłowo, chłopiec urodził się przez cesarskie cięcie. Badania nie dawały żadnych negatywnych wyników. Dopiero po roku okazało się, że Leoś ma problemy ze zdrowiem. – Zaczęło się od tego, że kiedy miał rok, to nie chodził. Rzadko używał lewej ręki, to wyglądało tak, jakby po prostu jej nie miał. Zaczął stać na palcach – wspomina pani Katarzyna.
Zabrała swojego syna do ortopedy, który stwierdził, że chłopiec ma skoliozę 25 stopni. – Lekarz nam powiedział, że to ma ewidentnie inne podłoże, że coś musi być tego przyczyną – mówi mama Leosia.
Od tego momentu zaczęło się chodzenie od specjalisty do specjalisty, między innymi: neurologa, kardiologa, psychologa, genetyka. Pierwsza diagnoza? Mózgowe porażenie dziecięce. Objawy? Opóźniony rozwój psychoruchowy, niedowład połowiczy prawostronny, skolioza, koślawe stopy, a do tego podejrzenie epilepsji i neurofibromatozy.
Wyniki badań rezonansem magnetycznym pokazały, że w głowie dziecka, jego rdzeniu kręgowym na odcinku szyjnym i w klatce piersiowej pojawiły się zmiany. – Lekarz w Warszawie stwierdziła, że to jest cud, że on w ogóle chodzi i oddycha, bo ten odcinek, który jest uszkodzony, odpowiada za przeponę. Ze względu na skoliozę chcieli mu założyć gorset, ale nie mogą, bo by się udusił – mówi pani Katarzyna.
Jeszcze w ubiegłym roku wydawało się, że leczenie przynosi korzyści. – Ze skoliozy zeszliśmy do 5 stopni. Udało nam się to wywalczyć. Od października skolioza wróciła na swój "stary" poziom, jest około 25-27 stopni. Dzięki rehabilitacji zaczął trochę gryźć. To się cofnęło do tego stopnia, że w pewnym momencie siedział na pupie i nie chciał nawet już chodzić – wyjaśnia Katarzyna Joć.
Badanie EEG mózgu pokazało, że chłopiec cierpi na napady padaczkowe, których wcześniej nie miał. 3-latek od tygodnia przyjmuje leki przeciwpadaczkowe, ale jak mówi jego mama, w tak krótkim czasie trudno o poprawę.
Do tej pory Leoś nie miał żadnej operacji. – Grozi mu operacja, jeżeli nic nie zrobimy ze skoliozą – martwi się kobieta.
Jako górną granicę zbiórki rodzina ustawiła 100 tys. zł. Te pieniądze będą przeznaczone na bieżące wydatki: wizyty u kolejnych specjalistów, zakup sprzętu, badania oraz transport.
– Ostatnio przydarzyła nam się sytuacja, że nasza neurolog przez siedem tygodni była chora. Jest osobą starszą i musieliśmy też płacić za te wizyty – tłumaczy Katarzyna Joć. I wymienia: – Kupowaliśmy mu krzesło rehabilitacyjne, dwa wózki, z czego jeden lżejszy ze względu na przemieszczanie się autobusami, pulsoksymetr, buty ortopedyczne, a on ciągle rośnie i buty są co chwila wymieniane.
Jak dodaje, dofinansowania z Narodowego Funduszu Zdrowia oraz Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych wystarczają na pokrycie części wydatków.
Zbiórkę na rzecz Leosia można znaleźć pod tym adresem. Na Facebooku jest także grupa "Licytacje dla Leona", na której są specjalne aukcje. Pieniądze zdobyte na licytowaniu przedmiotów czy usług zasilą konto rodziny chłopca.