Na ulicy Puchacza trawniki i krawężniki właściwie nie istnieją. Jeżdżą po nich samochody. - Bo jezdnia jest zbyt wąska - skarżą się kierowcy.
- Na tej ulicy wyminięcie się dwóch pojazdów graniczy z cudem - mówi pan Grzegorz. - Poza tym, w okolicy nie ma parkingów, jesteśmy więc zmuszeni zostawiać samochody, gdzie się da.
- Zniszczone krawężniki i połamane żywopłoty to u nas normalka. Chodniki też pozostawiają wiele do życzenia. Trzeba uważać, żeby nie potknąć się o jakąś nierówność. A po trawnikach nie pozostało śladu - twierdzi Andrzej Doraczyński. Jego zdaniem, ulicę trzeba poszerzyć. Przydałyby się także zatoczki parkingowe. - Wtedy piesi czuliby się bezpieczniej. I nie musieliby spacerować slalomem między pojazdami - twierdzi mężczyzna.
Mieszkańcy ul. Puchacza od lat szukają pomocy. Bezskutecznie. Nic nie dało postawienie znaków ograniczających prędkość do 30 km na godzinę i wprowadzenie parkowania przemiennego. Administrator osiedla rozkłada ręce. I zamiast sam interweniować, odsyła mieszkańców do Urzędu Miasta. - To stare osiedle. Powstało pół wieku temu. Żeby poszerzyć ulice, trzeba by zmienić całą infrastrukturę, przebudować instalacje podziemne. To nie nasza działka - twierdzi Zbigniew Kołbuś, prezes Zakładu Wielobranżowego "Lub-Kom”. - Jedyne, co możemy zrobić, to przekazać zażalenia mieszkańców dalej.
- Poszerzenie ulicy to kosztowne przedsięwzięcie - mówi Andrzej Bałaban, zastępca dyrektora Wydziału Gospodarki Komunalnej Urzędu Miasta. - Ale zatoczki parkingowe da się zrobić. Myślę, że w połowie roku.
Bałaban przyznaje, że na deficyt parkingów w tamtej okolicy lublinianie skarżą się od dawna. - Natomiast, jeśli chodzi o zdewastowane krawężniki to oczywiście się nimi zajmiemy. Czekamy na sygnały od mieszkańców, co i gdzie trzeba odremontować.