Więzień z aresztu śledczego w Lublinie miał w celi telefon komórkowy. Dzwonił z niego do strażnika. Śledztwo w tej sprawie zakończyła Prokuratura Okręgowa w Lublinie. Na ławie oskarżonych zasiądzie plutonowy Piotr B.
Przestępca pracował poza aresztem. Za kratki wrócił z telefonem komórkowym. Więzień mógł się swobodnie kontaktować, z kim chciał, ale przez aparat stacjonarny.
Nie mógł mieć komórki, by nie korzystali z niej tymczasowo aresztowani, którzy są izolowani. Nielegalną komórkę znaleźli w końcu strażnicy. Prokuratura sprawdziła numery, z której łączył się więzień.
Piotr B. został oskarżony o niedopełnienie obowiązków. - Wiedział, że skazany posiada telefon komórkowy, ale nie poinformował o tym przełożonych - mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Strażnik nie przyznał się do winy. Potwierdził jednak, że kontaktował się z więźniem w sprawie naprawy samochodu.
Śledztwo jest jedynie jednym z wątków znacznie większego postępowania, które dotyczyło przechwycenia w lubelskim areszcie kilku nielegalnych komórek. Prokuraturze nie udało się wyjaśnić, jak aparaty się tam znalazły.