To była gehenna, ale wreszcie mam wyrok – cieszy się Grażyna R, która postanowiła się upomnieć o swoją krzywdę, wyrządzoną jej przez lekarza. – Jednak warto walczyć o sprawiedliwość...
– Byłam prywatną pacjentką doktora Janusza G., obecnego zastępcy dyrektora w szpitalu kolejowym – mówi. – Janusz G. najpierw wykonał u mnie zabieg wyłyżeczkowania macicy, zaś po sześciu dniach operację wyłuszczenia mięśniaków. Po operacji czułam się fatalnie, doszło do ogólnego zakażenia organizmu, mało nie umarłam. Trzy lata później straciłam przydatki i macicę.
Wówczas Grażyna R. wystąpiła do sądu o odszkodowania z powodu błędu w sztuce lekarskiej. Biegły sądowy prof. dr hab. Włodzimierz Baranowski potwierdził nieprawidłowe działanie Janusza G. Zgodnie z zasadami sztuki medycznej pomiędzy wyłyżeczkowaniem macicy a operacją usunięcia mięśniaków powinno minąć co najmniej 6 tygodni. Skrócenie tego okresu do zaledwie sześciu dni miało związek zarówno z zakażeniem pacjentki posocznicą, zaś powikłania po posocznicy mogły być przyczyną usunięcia macicy z przydatkami. Sprawa w sądzie ciągnęła się trzy lata.
– To była gehenna, ale wreszcie mam wyrok – cieszy się Grażyna R. – Wiem, że nie prawomocny, ale przynajmniej mam potwierdzenie, że jednak warto walczyć o sprawiedliwość.
50 tysięcy złotych odszkodowania i odsetki od 1999 roku oraz zwrot kosztów procesu powinien zapłacić wojewoda lubelski, organ założycielski Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Lublinie, gdzie poszkodowana była operowana.
Czy wojewoda odwoła się od wyroku sądu? Jeszcze nie wiadomo.
– Mecenas prowadzący sprawę czeka na uzasadnienie wyroku – mówi Rafał Przech z biura prasowego wojewody. – Dopiero wtedy zapadanie ostateczna decyzja.
Grażyna R., oburzona na postępowanie Janusza G. zarówno podczas leczenia jak i samego procesu, złożyła na lekarza skargę do prokuratury.
– Podjęłam taką decyzje, kiedy Janusz G. zeznawał na sprawie, że nie widział mnie po operacji. A ja byłam u niego w prywatnym gabinecie, na co mam dowody. Poza tym nie operował mnie wyłącznie za szpitalną pensję, pozwalał się „odwdzięczać” – wyjaśnia. – Dlatego nie rozumiem, jak można potem udawać, ze nie zna się swojej prywatnej pacjentki, której w dodatku wyrządziło się krzywdę.
W skardze do prokuratury Grażyna R. zarzuca Januszowi G. błąd w sztuce medycznej, zaniechanie udzielenia pomocy, fałszowanie dokumentacji medycznej i składanie fałszywych zeznań.
– Prokuratura już prowadzi w tej sprawie śledztwo – mówi prokurator Andrzej Wasiak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej. – Na razie jesteśmy na etapie sprawdzania faktów podanych przez skarżącą.