Miasto wydało na budowę parkingu przy ul. Wodopojnej 190 tysięcy złotych. Ale nikt tam nie parkuje. Za to na sąsiednich ulicach kierowcy parkują jak chcą. Straż Miejska i policja nie reagują.
Na budowę parkingu miasto wydało 190 tys. zł. Trzeba było uporządkować teren, wybrukować plac. Koszty podwyższyła instalacja oświetlenia. Dzięki temu parking jest bezpieczny. Nawet wieczorami jest tam jasno. I najważniejsze – parking jest bezpłatny. Nawet pseudoparkingowi tam nie przychodzą.
Ale na parkingu rzadko można zobaczyć więcej niż kilka samochodów. Za to kilkadziesiąt metrów dalej auta parkują, gdzie się tylko da. Mimo zakazów parkowania zastawiona jest cała ulica Szewska. Na Staszica samochody stają po obu stronach jezdni, skutecznie utrudniając przejazd także karetkom pogotowia. Podobnie ma się sprawa na ulicy Świętoduskiej. W godzinach pracy urzędów samochody stoją jeden za drugim, zastawiając przy tym wjazdy do kamienic.
– Parkuję tutaj, bo nie chce mi się tak daleko chodzić – mówi kierowca zielonej skody. – Zresztą na parkingu przy Wodopojnej jest chyba niebezpiecznie. Daleko od ludzi.
Tak mówią wszyscy. Nikomu nie chce się przejść kilkuset metrów. Jednocześnie niemal każdy przejeżdża obok pustego!!! parkingu na Wodopojnej.
– Mamy nadzieję, że pustki na parkingu wynikają z faktu, że ludzie jeszcze się do niego nie przyzwyczaili – dodaje Bałaban. – Moglibyśmy wprowadzić całkowity zakaz zatrzymywania się przy Szewskiej, Świętoduskiej i Staszica. Ale deficyt miejsc parkingowych w Lublinie jest tak duży, że zabranie jeszcze tych miejsc byłoby zupełnie nietrafione.