Strzały, porwanie części załogi i przesłuchania. Tak wyglądało czwartkowe przedpołudnie w Wojewódzkim Urzędzie Pracy. – Pracują tu różni ludzie, niektórzy mają problemy zdrowotne. Dobrze, że nikt nie skończył z zawałem. To poszło za daleko – komentuje jeden z urzędników.
Czwartek, tuż po godzinie 10 rano. Do siedziby Wojewódzkiego Urzędu Pracy przy ul. Obywatelskiej wbiega grupa zamaskowanych mężczyzn z bronią. Padają strzały, groźby, wulgarne okrzyki. Napastnicy rozbiegają się po pokojach.
„Pan już nie żyje” – słyszą ci, którzy zachowali się w niewłaściwy sposób. Niektórzy są zmuszeni do klęczenia na korytarzu z rękami za głową. Pracownicy kierownictwa zostają uprowadzeni do jednej z sal i tam przesłuchiwani.
Zaznaczmy, że amunicja w broni jest ślepa, a agresorzy to pracownicy firmy zajmującej się szkoleniami militarnymi. Ćwiczenia to pomysł dyrekcji instytucji.
„Czujemy się zobligowani”
– W całym kraju obowiązuje stopień alarmowy BRAVO (drugi w czterostopniowej skali, wprowadzany w przypadku zwiększonego zagrożenia wystąpieniem zdarzeń o charakterze terrorystycznym – przyp. aut.). Jesteśmy 200 kilometrów od potencjalnej linii frontu. Ludzie nie zdają sobie sprawy z zagrożeń, jakie mogą na nas czekać. Czujemy się zobligowani do nauczenia pracowników właściwych zachowań. Dlatego przeprowadziliśmy szkolenie z zakresu obronności pokazujące, jak należy się zachować w sytuacji kryzysowej – wyjaśnia Andrzej Danilkiewicz, zastępca dyrektora WUP.
Przyznaje, że manewry wyglądały bardzo realistycznie. Sam „uszedł z życiem”, bo schował się pod biurkiem, gdy napastnicy szukali go w szafie.
Lublin. Pracownik państwowej instytucji oskarżył szefa o mobbing. To go zwolnili
Większość wziętych na cel pracowników na czele z dyrektorem Andrzejem Pruszkowskim dała się „zastrzelić”. Wicedyrektor dodaje także, że dwa dni wcześniej niezauważeni przez nikogo instruktorzy zrobili w budynku rozpoznanie, dzięki czemu znali rozkład pomieszczeń.
– Zamiar przeprowadzenia szkolenia zgłosiliśmy właściwym służbom. Poinformowaliśmy o tym wszystkich pracowników – zapewnia wicedyrektor. I pokazuje wysłanego w środę po godz. 10 maila z informacją o planowanych na czwartek ćwiczeniach.
„Dobrze, że nikt nie skończył z zawałem”
W urzędzie jesteśmy dwie godziny po zakończeniu szkolenia. Napotkani pracownicy rozmawiają niechętnie, a na pytanie o ćwiczenia reagują przeważnie głębokim westchnięciem i wymownym spojrzeniem.
– Dostaliśmy bardzo ogólnego maila, że mogą odbyć się ćwiczenia. Ale nikt nie spodziewał się, jak to będzie wyglądało. Pracują tu różni ludzie, niektórzy mają różne problemy zdrowotne. Dobrze, że nikt nie skończył z zawałem. To poszło za daleko – mówi jeden z urzędników, chcący zachować anonimowość.
– Tylko ktoś bez wyobraźni mógł w obecnych czasach wymyślić coś takiego. To przejaw ignorancji – nie kryje wzburzenia mąż jednej z pracownic WUP, który skontaktował się z naszą redakcją.
Po godz. 10 dostał od żony dramatyczny SMS z informacją, by dzwonił na policję, bo ktoś napadł na urząd.
– Otrzymaliśmy kilka telefonów dotyczących hałasów i rzekomych wystrzałów w Wojewódzkim Urzędzie Pracy – potwierdza kom. Kamil Gołębiowski, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Lublinie. I dodaje: – Dzowniącym przekazywaliśmy, że są to ćwiczenia. Byliśmy o tym uprzedzeni.
Lubelskie. Gdzie się schować w razie ataku. Sprawdzamy, czy miasta mają schrony i ukrycia
„Odwaga zamawiającego”
– Rzeczywiście, takie ćwiczenia wymagają odwagi od zamawiającego. Staramy się, aby odbiegało to od standardowego szkolenia, podczas którego ktoś coś mówi przez dwie godziny, a uczestnicy myślą tylko o tym, aby jak najszybciej się skończyło. Wprowadzamy sytuację stresową, jak najbardziej zbliżoną do realnej. Po wszystkim na spokojnie omawiamy, co się działo i co można było zrobić lepiej – mówi nam Robert Polak, właściciel firmy Borsuk, która szkoliła urzędników. Przyznaje jednak, że podobnych zleceń ma niewiele. – To było czwarte takie szkolenie w przeciągu kilku lat. Wbrew pozorom obecnie nie obserwujemy zwiększonego zainteresowania taką ofertą. Najwyraźniej ludzie czują się bezpiecznie.
Zdaniem wicedyrektora WUP ćwiczenia były potrzebne. – Wiem, że u wielu ludzi mogło to wywołać spore zaskoczenie, bo do tej pory administracja nie szkoliła się w ten sposób. Ale jesteśmy w szczególnej sytuacji, gdy sąsiednie państwo jest w stanie permanentnej wojny. Musimy być przygotowani na różne scenariusze. Moim zdaniem takie szkolenia powinny być powszechne nie tylko w administracji publicznej – podsumowuje Andrzej Danilkiewicz.
Pytany o koszty szkolenia dyr. Danilkiewicz nie był w stanie ich podać.