Kilkudziesięciu klientów biura podróży spędziło pół nocy i ranek na lubelskim placu Zamkowym, czekając na sprawny autokar. A na koniec usłyszeli, że... mają iść do domu.
Wyjazd organizował lubelski oddział PTTK. Autokar podstawiła firma PUH SZKiC. Wyjazd zaplanowano na sobotę, na trzecią rano. Turyści mieli zwiedzić Lwów i w nocy wracać do Lublina. Wszystko za 120 zł.
W sobotę nad ranem na placu Zamkowym w Lublinie zjawiło się ok. trzydzieści osób, w tym kilkoro dzieci. - Dzień wcześniej kolega zadzwonił na policję z prośbą o sprawdzenie autokaru - mówi Krzysztof, jeden z uczestników wycieczki. - I całe szczęście.
Funkcjonariusze zaczęli sprawdzać stan techniczny pojazdu. - Autobus miał popękaną tarczę hamulcową - wyjaśnia podkom. Magdalena Jędrejek z lubelskiej policji.
Decyzja była jedna: autokar w trasę wyruszyć nie może. - Przewodniczce kompletnie zabrakło profesjonalizmu - opowiada jeden z uczestników wycieczki. - Nie miała nawet numeru telefonu do przewoźnika, który podstawiłby zastępczy autobus.
- Zostawiła nas pod zamkiem - dodaje inny z pechowych wycieczkowiczów. - Powiedziała, że jedzie do biura, by tam szukać namiarów do przewoźnika. Wróciła po półtorej godzinie. Stwierdziła, że nikt nie chce się podjąć przewozu i kazała nam wracać do domów. A przecież niektórzy przyjechali do Lublina z Radzynia Podlaskiego, Kraśnika i innych miast!
Wczoraj zdenerwowani turyści pojawili się w PTTK. - Odebrałem już pieniądze za wycieczkę. Ale przecież sporo wydałem na taksówkę, prowiant, wymianę pieniędzy. Kto mi za to zwróci? - pyta rozgoryczony Krzysztof.
PTTK radzi zawiedzionym turystom, żeby... pisali podania. - Muszą w nich wyszczególnić, ile i na co wydali - tłumaczy Jerzy Mleczek z lubelskiego PTTK. - Turyści mogą też pojechać na tę samą wycieczkę w innym terminie. Wtedy dostaną bonus w postaci 20 zł.
Tymczasem przewoźnik, który obsługiwał pechową wycieczkę, zamierza złożyć skargę na policję. - Wczoraj rzeczoznawca sprawdził autobus i uznał, że pojazd mógł jechać - zapewnia Katarzyna Szpura z PUH SZKiC.