To ówczesny szef lubelskiej delegatury Urzędu Ochrony Państwa Jerzy Portka miał donieść Kaczyńskim, że są tropieni przez służby specjalne. Portka zaprzecza.
O sprawie napisał „Super Express”. Według gazety, lubelski trop znalazł się w odtajnionych właśnie materiałach dotyczących inwigilacji prawicy. Chodzi o materiały UOP z 1996 roku. Przełożeni podejrzewali Portkę o złamanie tajemnicy służbowej i przekazanie Kaczyńskim instrukcji. Przypomnieli, że prokuratura sprawdzała, czy uczestniczył we włamaniu i kradzieży złota oraz biżuterii (postępowanie zostało umorzone). Ostatecznie został usunięty z lubelskiego UOP w 1996 roku. – Nie dostarczyłem tej instrukcji Kaczyńskim – mówi nam Jerzy Portka, dziś szef szpitala w Lubartowie. Dodaje: Wtedy było czyszczenie UOP z ludzi prawicy. Próbowano nakłonić mnie, żebym zbierał haki na Adama Tarachę, zastępcę szefa UOP. Nie chciałem brać w tym udziału. I sam padłem ofiarą. A kiedy Kaczyński ujawnił instrukcję 0015, to my jej nawet nie mieliśmy w delegaturze.
Czemu nie poddał się badaniu na wykrywaczu kłamstw, które zalecili przełożeni? – Chciałem, żeby odbyło się poza urzędem.
Portka miał prosić J. Kaczyńskiego o potwierdzenie, że nie wyniósł instrukcji. – Nie doczekałem się pomocy. Teraz to dla mnie zamknięta przeszłość – kończy były oficer UOP.