Chociaż od referendum w sprawie górek czechowskich mijają dwa tygodnie, do dziś większościowa koalicja Krzysztofa Żuka w Radzie Miasta nie ustaliła, co zrobi z jego wynikiem. Dla części radnych oznacza to wybór, komu się narazić. Prezydent, faktyczny pomysłodawca plebiscytu, wciąż nie skomentował wyniku, a jego rzeczniczka mówi już o „wypracowaniu kompromisu”
W wynikach referendum przeprowadzonego 7 kwietnia każdy może dostrzec to, co wygodniej mu zauważyć.
Właściciel górek (spółka TBV) uwypukla to, że 91 proc. mieszkańców nie głosowało wcale lub głosowało za forsowanym przez nią scenariuszem, choć bez wątpienia spółka poniosła porażkę, bo mimo wszechobecnej kampanii reklamowej nie przekonała mieszkańców do pójścia na referendum i zagłosowania po jej myśli.
Przeciwnicy zabudowy górek eksponują to, że dwie trzecie głosów (prawie 23 tys.) oddano przeciw blokom. Aktywiści, którzy prowadzili chałupniczą wręcz kampanię bezspornie wygrali, ale niewiele im to daje, bo do ważności referendum potrzeba 30-procentowej frekwencji, tymczasem głosowało niecałe 13 proc. uprawnionych.
W tej sytuacji kluczowe będzie to, jak wyniki referendum odczyta prezydent. To od niego zależy, czy Rada Miasta dostanie do zatwierdzenia studium przestrzenne (dokument określający przeznaczenie poszczególnych obszarów miasta) w wersji przewidującej bloki na górkach, a właśnie taka wersja była pokazana w zeszłym roku, czy też projekt zostanie zmieniony i radni dostaną go w wersji bez bloków.
Prezydent milczy
Od chwili referendum Krzysztof Żuk w żaden sposób nie zabrał głosu w sprawie górek czechowskich. Na portalu Facebook zdążył opublikować trzy zdjęcia (z meczu żużlowego, na tle pomnika Unii Lubelskiej, na żelaznym tronie) i pochwalić się udziałem w kongresie samorządowym w Krakowie. Choć w komentarzach powtarzają się pytania o referendum, prezydent w tej sprawie konsekwentnie milczy.
Długo milczał o górkach nawet oficjalny profil miasta na Facebooku, gdzie pierwszym wpisem zamieszczonym po historycznym, bo pierwszym w Lublinie referendum lokalnym, było … zdjęcie stojaków rowerowych na pl. Wolności. Internauci mocno dopytywali o to, czy w mieście naprawdę nie wydarzyło się nic ważnego. W końcu pojawił się suchy komunikat z wynikami głosowania.
Ratusz znów o parku
– Analizujemy obecną sytuację – stwierdza Katarzyna Duma, rzeczniczka prezydenta Lublina pytana o to, jak wynik referendum wpłynie na losy górek czechowskich. – Sytuacja prawna tego terenu jest bardzo skomplikowana. Mamy do czynienia z własnością prywatną podlegającą pod przepisy tzw. lex deweloper, na tym terenie właściciel już dziś może realizować zabudowę usługową i sportowo-rekreacyjną.
Mimo wyniku referendum Ratusz znowu zaczyna mówić o „kompromisie” i urządzaniu przez TBV parku w zamian za zmianę przeznaczenia górek.
– Mamy deklarację właściciela, że w przypadku zmiany studium urządzi tam park naturalistyczny i przekaże go miastu. Dałoby to gwarancję, że teren po wielu latach wróci do miasta – przekonuje rzeczniczka. – Wypracowanie rozwiązania kompromisowego jest szansą dla Lublina i jego mieszkańców na to, że w procesie zagospodarowania tego terenu ocalimy jego walory przyrodnicze. Umożliwi to także podjęcie negocjacji dotyczących lokalizacji tak potrzebnej w tej części miasta szkoły, czy niezbędnej infrastruktury drogowej na tym terenie.
Polityczne ryzyko
Jednak dalsze decyzje w sprawie górek czechowskich prezydent będzie musiał uzgodnić ze swoimi stronnikami w Radzie Miasta, żeby nie wkładać pracy w dokument, który zdobędzie poparcia większości. Nie będą to łatwe rozmowy.
Zazwyczaj Krzysztof Żuk może liczyć na poparcie 19 spośród 31 radnych, ale niekoniecznie tym razem. Dlaczego? Wyniki referendum mogą mieć dla radnych konsekwencje o wiele poważniejsze niż może się wydawać na pierwszy rzut oka. Dotyczy to szczególnie radnych, którzy reprezentują w Ratuszu dzielnice położone niedaleko górek czechowskich, bo tutaj frekwencja była wysoka (na Sławinie przekroczyła 30 proc.), a głos sprzeciwu wyraźny.
Zignorowanie tego głosu może być dla radnych z tych dzielnic politycznym samobójstwem i odebrać im szansę na ponowny wybór do Rady Miasta. Bardzo wyraźnie widać to choćby w wynikach głosowania w lokalu, do którego przyszło najwięcej mieszkańców (Sławin, ul. Bogdanówka). W referendum uczestniczyły tu 1103 osoby, co oznacza, że frekwencja wyniosła 44 proc. W jesiennych wyborach samorządowych była co prawda większa, wyniosła 64 proc., ale uwagę w tych wynikach zwracają dwie inne liczby.
W lokalu przy Bogdanówce dokładnie 879 osób zagłosowało w referendum na „nie”, czyli przeciw scenariuszowi, który przedstawiany był przez prezydenta jako korzystny kompromis. Niemal identyczna była liczba osób (888), które jesienią zagłosowały na kandydatów Krzysztofa Żuka do Rady Miasta. – Nawet zwolennicy prezydenta głosowali w referendum wbrew niemu – zauważają, nie bez satysfakcji, opozycyjni radni PiS.
Co dalej? Myślą
Zbudowana przez prezydenta koalicja nie mówi jednym głosem w sprawie górek. Z jej wnętrza docierają sygnały, że dokument dopuszczający budowę bloków na górkach czechowskich może nie zyskać poparcia całego klubu. Na razie stronnicy prezydenta myślą, jak skonsumować wyniki referendum.
– Jesteśmy po spotkaniu klubu z udziałem prezydenta. Rozmawialiśmy o możliwych scenariuszach, analizowaliśmy wyniki referendum, planujemy po świętach spotkać się z panią dyrektor odpowiedzialną w Urzędzie Miasta za przygotowanie projektu studium – mówi Michał Krawczyk, przewodniczący klubu radnych Krzysztofa Żuka.
Krawczyk, podobnie jak prezydent, unika jednoznacznej deklaracji w sprawie górek, chociaż w Radzie Miasta reprezentuje okręg obejmujący Sławin (33 proc. frekwencji w referendum, 76 proc. głosów na „nie”), Czechów Północny (28 proc. frekwencji, 70 proc. na „nie”) i Czechów Południowy (27 proc. frekwencji, 64 proc. za opcją „nie”). Czy radny z tej dzielnicy nie jest winien mieszkańcom przedstawienia swojego zdania w tej sprawie? – Ja jestem przewodniczącym klubu i zależy mi na tym, żeby klub wypracował wspólne zdanie – odpowiada Krawczyk. – To nie jest decyzja, którą można podjąć w kilka dni.
Opozycja nie ma żadnych wątpliwości. – Należy wprowadzić zmiany do projektu studium – twierdzi Tomasz Pitucha z klubu radnych PiS. Według niego, mimo za niskiej frekwencji, prezydent powinien pójść za głosem tych, którzy sprzeciwili się budowie bloków. – Byliśmy przeciwni ogłaszaniu referendum w tej sprawie, bo referenda lokalne nie gromadzą publiczności wymaganej do ich ważności. Wydano 500 tys. zł na przedsięwzięcie, które nie przyniosło rozwiązania. Żeby nie narażać się na zarzut zmarnowania pieniędzy, prezydent powinien uwzględnić wolę mieszkańców wyrażoną w tym referendum.
Snują scenariusze
– Teoretyczne, podkreślam, teoretyczne scenariusze są takie, że prezydent przedkłada Radzie Miasta ten projekt studium, który obecnie jest na stole, albo w tym projekcie naniesione zostaną zmiany – wylicza Michał Krawczyk. – Trzeci scenariusz jest taki, że w ogóle odstępujemy od uchwalenia studium, co byłoby rozwiązaniem złym, bo nie można odwlekać tej sprawy w nieskończoność. Studium jest potrzebne całemu miastu i wielu mieszkańców od lat się upomina o ten dokument, bo uwolni on nowe tereny pod nową zabudowę, m.in. w Głusku.
– Trzeba pamiętać, że górki czechowskie są tylko jednym z elementów studium, stanowią 0,7 proc. całego obszaru objętego zapisami studium. Od wielu lat tysiące mieszkańców dzielnic, takich jak Głusk, Lipniak, Szerokie, Zemborzyce proszą o zmianę studium, by móc inaczej dysponować swoimi gruntami, które dziś są przeznaczone pod uprawy rolnicze – przekonuje Katarzyna Duma, rzeczniczka prezydenta Lublina. Nie przesądza, czy do Rady Miasta trafi studium w wersji dopuszczającej budowę bloków na górkach, czy też bez zgody na taką zabudowę.
Jeszcze jeden scenariusz wskazują aktywiści, którzy przed referendum namawiali do głosowania na „nie”. Proponują, by Rada Miasta uchwaliła studium dla całego miasta z wyłączeniem spornego obszaru. – Z mojej wiedzy wynika, że prawo nie przewiduje takiej możliwości – odpowiada Krawczyk.