W prywatnym sklepie spożywczym przy piekarni Izabeli i Mariana Jakimców w Nieledwi wisi lista nieuczciwych dłużników, którzy dostawali towar na kredyt i nie zapłacili. Ujawnienie tych kilku nazwisk wywołało burzę w całej okolicy. Zadziałało jak włożenie kija w mrowisko.
Inny dłużnik dostaje „kuroniówkę”, ale woli ją przepić, niż oddać długi. Jedna z dłużniczek zamówiła tort na wesele i od dwóch lat nie może za niego zapłacić. – Co innego, gdyby ci ludzie nie mieli z czego oddać, ale na wódkę mają. Ta największa dłużniczka brała na kredyt nie jakieś podstawowe rzeczy, ale papierosy, chrupki, chipsy, kawę, czekolady – wtrąca Grażyna Prystupa zatrudniona w piekarni Jakimców.
– Kiedyś było dużo ludzi, których kredytowaliśmy. Za niektórych sklepowy musiał zapłacić. Teraz nie kredytujemy zakupów. Zdarza się, że jeśli kogoś dobrze znamy, a zabraknie mu pieniędzy, to dajemy towar na kreskę, na dzień, dwa. Jeśli sprzedawca skredytuje kogoś na własną odpowiedzialność, w razie czego sam musi dług oddać – mówi Marian Jakimiec.
Uczciwi grosz oddają
Marianna Jurczak z Nieledwi ma 72 lata i skromną rentę. Sama nie kupuję nic na kredyt. – To co mam, musi mi wystarczyć – mówi. Uważa, że to wielka nieuczciwość, żeby nie oddać w sklepie pieniędzy co do grosza.
Także Adela Maciuk uważa, że na kredyt nie powinno się kupować.– Jak się nie ma pieniędzy, to się nie je – mówi A. Maciuk. Tymczasem w Nieledwi tylko sklep należący do GS Trzeszczany nie kredytuje ludziom zakupów.
Kredyt do wypłaty
Sprzeciw dla listy
Przy przetwórni owoców spotkaliśmy starszych mężczyzn, którzy żebrali o kilkadziesiąt groszy. Zbierali na tanie wino. Dla nich ci, którzy sprzedają na kredyt, to zbawcy ludu. – Ludzie nie mają pieniędzy, nie mają dzieciom za co zeszytów kupić. To wstyd dla rządu, żeby Polaka nie było dziś stać na chleb – mówią bez ogródek i dalej zbierają na wino...
Kłopoty za pomoc
Dochodzenia należności drogą sądową nie wyobraża sobie także Tadeusz Chojnowski, właściciel prywatnego sklepu w Hostynnem. – Jak udowodnić komuś, że jest dłużnikiem, jeśli o sprzedaży na kredyt nie wie nikt oprócz sprzedawcy – pyta.
Jemu ludzie zalegają od lat
z 5 tys. zł. Niektórzy dłużnicy umierają wraz z długiem. – Cóż począć – mówi. – Najgorzej jest z tymi, którzy utrzymują się z zasiłków opieki społecznej. Najuczciwsi są emeryci i renciści – twierdzi. Potwierdza to Ludwika Woźniak ze sklepu w Podhorcach, gdzie poziom kredytowania mieszkańców sięga 4–5 tys. zł miesięcznie. W ocenie wiejskich sprzedawców w całej okolicy, ok. 10 procent ludności prowadzi codzienny żywot na sklepowe kredyty.