Pracodawcy wymuszają zgodę na obniżenie pensji, ale inspekcja pracy jest bezradna, bo formalnie wszystko gra
We wtorek pani Grażyna, sprzątająca w Klinice Psychiatrycznej, została wezwana do podpisania „porozumienia zmieniającego warunki wynagrodzenia” z 1200 zł brutto na 790 zł z dopiskiem o dwudziestoprocentowej premii. Podpisała. Przyszła do domu i odkręciła gaz. Próba samobójcza nie udała się, szwagierka zapukała na czas do drzwi.
Impel to ogólnopolska firma oferująca m.in. usługi porządkowe, ochroniarskie i cateringowe. Szpital kliniczny nr 1 sukcesywnie oddawał jej swoich salowych. Robią oni to, co do tej pory i w tym samym miejscu, lecz pod skrzydłami nowego pracodawcy. Szpital oszczędza, bo nie musi pokrywać pełnych kosztów zatrudnienia pracowników. Płaci tylko Impelowi za usługę. Dlatego oddał też salowe z Kliniki Psychiatrycznej.
W inspekcji pracy przyznają, że w sprawie Impelu mają dużo skarg. Dodają jednak, że chociaż firma rozgrywa sprawy na granicy prawa, to jednak granicy nie przekracza. – Rozumiem dramat tych ludzi – mówi Marcin Obłoza z inspekcji pracy w Lublinie.
– Nie wiem, po co mnie odratowali – pani Grażyna szlocha do słuchawki. – Dzieci przynajmniej odszkodowanie by dostały. Żyjemy za pożyczone pieniądze. Za mieszkanie płacę ponad 500 zł. Gdzie mam pójść, kto przyjmie 45-latkę do pracy?