Rozmowa z ks. Łukaszem Kachnowiczem z Duszpasterstwa Akademickiego UMCS, który umieszcza na Facebooku relacje z wizyt duszpasterskich. Duchowny w ramach „kolędy” odwiedza mieszkańców lubelskich Czubów
• Dlaczego ksiądz postanowił zamieszczać na swoim blogu relacje z wizyt duszpasterskich?
– Zacząłem to robić już parę lat temu, jeszcze w puławskiej parafii. Teraz to kontynuuję. Robię to, bo lubię „dzielić się ludźmi” – sytuacjami, które mnie spotykają. Są one czasem tak ciekawe, że szkoda jest to zostawiać tylko dla siebie. Dlatego to opisuję. Warto pokazać także to, że „kolęda” nie ma tylko takiego wymiaru, że ksiądz wchodzi i wychodzi, „zainkasuje kopertę”, że to mogą być bardzo ciekawe spotkania i rozmowy.
• A czy w tym gorącym pod względem politycznym czasie, ludzie pytają księdza o politykę?
– O tak (śmiech).
• I co, podejmuje ksiądz dyskusję?
– Specjalnie nie daję się w to wciągać. W ogóle staram się unikać polityki, a już zwłaszcza w duszpasterstwie. Staram się rozmawiać o tym, co tych ludzi dotyczy, co dzieje się w ich życiu.
• Czy ludzie chcą rozmawiać o swoich pasjach, problemach?
– Z tym jest różnie. Są mieszkania, do których się wchodzi i daje się wyczuć, że ta wizyta jest pro forma. Ale są też sytuacje, że ludzie chętnie mówią. To mnie bardzo cieszy. Nie zawsze jest jednak czas na dłuższą rozmowę. Dlatego nie lubię tej formuły „kolędy”, że dostaje się ileś tam kart i idzie. Nie da się u wszystkich posiedzieć kilkanaście minut, bo wtedy do tych ostatnich osób doszedłbym około północy.
• W których domach wizyta duszpasterska jest najtrudniejsza?
– Są domy, gdzie są trudne doświadczenia – choroba, śmierć. W ostatnim wpisie przedstawiam taką właśnie sytuację. Ostatnio odwiedziłem panią, której syn zmarł 10 lat temu, ale dopiero teraz ta kobieta do siebie dochodzi. To są trudne sytuacje. Wymagają empatii, okazania współczucia tym ludziom.
• A czy zdarza się, że ludzie otwierają drzwi i mówią „Nie, dziękuję”?
– Są takie sytuacje. Najczęściej jednak te drzwi w ogóle się nie otwierają, ale widać, że ktoś zerka przez wizjer. Ja się nie obrażam, że ktoś nie otwiera. A jak ktoś otworzy i podziękuje, to uśmiecham się do niego, życzę dobrego roku i idę dalej. Ja zawsze pukam do drzwi, nawet wtedy, gdy wiem, że pod tym adresem mieszkańcy księdza nie przyjmują. Próbuję, bo warto. A nuż są nowi lokatorzy?