Kupcy z ul. Ruskiej porządkują zniszczone w poniedziałkowym pożarze targowisko. Liczą na to, że jeszcze w tym tygodniu będą mogli tu rozstawić tymczasowe stragany.
Ogień na targu przy ul. Ruskiej wybuchł w poniedziałek około 22.40. Na szczęście nikt nie ucierpiał, ale stragany spłonęły doszczętnie. Straty były duże, bo pierwszy dzień tygodnia dla tutejszych kupców to dzień zakupów. W magazynach i na stoiskach było mnóstwo nowego towaru.
Ubrania zbierze koparka
We wtorek trwały oględziny pogorzeliska. Dopiero po południu handlujący mogli wejść na jego teren. W środę rana rozpoczęli porządki. – Jesteśmy tu od szóstej. I jutro też będziemy. Chcecie pomóc? – usłyszeliśmy gdy zjawiliśmy się tam w południe.
– Pracują wszyscy, kobiety i mężczyźni. Demontujemy to, co zostało ze straganów. Wywieźliśmy już kilka kontenerów. Czekamy na koparkę, która zbierze to, co zostało z ubrań. Nic nie nadaje się na handel, wszystko jest przesiąknięte dymem, zamoczone – mówi Aneta Szalak.
Jedna z kobiet znajduje w pogorzelisku parę białych, okopconych butów. – Nawet za pięć złotych nikt tego nie kupi – stwierdza.
Zapraszamy w sobotę
Kupcy chcą jak najszybciej wznowić tu działalność handlową. Deklarują, że na sobotę będą już gotowi. Podobno niektórzy już wczoraj pojechali po nowy towar.
– Zakładamy, że nowe stoiska uda nam się przygotować koło poniedziałku lub wtorku. Ale jeśli handlarze szybciej uporają się z pracami porządkowymi, to nic nie jest wykluczone. Wszyscy solidnie pracują – mówi Andrzej Ziętek, dyrektor zarządzający w firmie Euro Consult, która dzierżawi plac od podległej marszałkowi województwa spółki Lubelskie Dworce.
Jak dodaje, wczoraj skierował do zarządu Lubelskich Dworców wniosek o obniżenie opłat targowych. Do tej pory czynsz za najmniejsze stoisko o powierzchni 6 mkw. wynosił 330 zł miesięcznie. Wszystkich stoisk jest ok. 170.
Bardzo brzydka samowola
– Jeszcze nie widziałem tego pisma – stwierdza Mariusz Grad, prezes Lubelskich Dworców. – Będziemy analizować tę sprawę oraz kwestie związane z odbudową targowiska. Ale stoimy na stanowisku, że kluczowa jest dla nas umowa, która obowiązuje do końca lutego 2020 r. Chcemy ją egzekwować.
Przypomnijmy, że już w 2015 r. nadzór budowlany uznał stojące na placu wiaty za samowolę budowlaną. Obecnie sprawa jest rozpatrywana przez Naczelny Sąd Administracyjny. O przywrócenie porządku w tym miejscu miesiąc temu do marszałka apelowała także przewodnicząca Rady Lokalnej Przedsiębiorczości Marta Wcisło, która jest także wiceprzewodniczącą Rady Miasta.
– My w kwestiach estetyki możemy tylko prosić. Nie mamy podstaw prawnych, by czegokolwiek w tym zakresie żądać – tłumaczy Grad. – Chcemy uczynić to miejsce bardziej estetycznym. Planujemy ustawić jednolite stoiska w postaci namiotów i parasoli – obiecuje Ziętek.
Miejsca nie zmienią
W środę kupcy wysłali m.in. do prezydenta Lublina i marszałka województwa apel o pomoc. Nie chodzi im o wsparcie finansowe, a jedynie umożliwienie ponownego otwarcia targu. Pod pismem podpisało się blisko sto osób.
– Jesteśmy w kontakcie zarówno z Lubelskimi Dworcami, jak i Urzędem Miasta, żeby zorientować się, co możemy w tej kwestii zrobić – mówi nam Beata Górka, rzeczniczka marszałka. Z kolei ratusz deklaruje za to, że miejsce na handlujących ze spalonego targu może znaleźć się gdzie indziej.
– Jesteśmy po rozmowach z zarządcami kilku targowisk w mieście. Spółki: Podwale (Targ pod Zamkiem) oraz Bazar wyraziły chęć przyjęcia kupców i udostępnienia miejsc pod handel. Miejsca są także przy ul. Pocztowej – informuje Beata Krzyżanowska, rzeczniczka prezydenta Lublina.
– Ale ci ludzie nie chcą nigdzie iść. Chcą móc dalej handlować tam, gdzie robili to do tej pory – odpowiada Ziętek.
Podpalenie czy wypadek?
Policja i prokuratura cały czas badają okoliczności poniedziałkowego pożaru. Dwa razy przeprowadzono już oględziny pogorzeliska. Biegły nie przedstawił jednak nawet wstępnych ocen dotyczących przyczyn zdarzenia.
Policjanci zabezpieczyli nagrania z pobliskich kamer monitoringu. Przesłuchują również właścicieli stoisk. Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, poszczególne osoby szacują poniesione straty na kwoty od kilku do nawet kilkuset tysięcy złotych. (jsz)