Wczoraj w zwycięskich komitetach, które zdobyły największą liczbę mandatów w Radzie Miejskiej Lublina, czyli Prawie i Rodzinie oraz Sojuszu Lewicy Demokratycznej–Unii Pracy do późnych godzin wieczornych czekano w napięciu na oficjalne wyniki wyborów. – Ważą się losy niektórych z nas. Ale i całej rady – tłumaczyli zgodnym chórem.
Jeszcze nie rozważaliśmy
W nowej Radzie Miejskiej zasiądzie 31 radnych reprezentujących sześć komitetów. By jeden z nich mógł samodzielnie rządzić potrzebuje 16 mandatów. To oznacza, że komitet Prawo i Rodzina, mimo że wygrał te wybory i wprowadził najwięcej radnych, bo aż 13, by przejąć stery w mieście musi wejść w koalicję. Ale z kim?
Wczoraj na to pytanie przed ogłoszeniem oficjalnych wyników nie chcieli się wypowiadać liderzy PiR.
– To jakby mieszać herbatę bez cukru – argumentował jeden z nich Tomasz Białopiotrowicz. – Jeszcze nie rozważaliśmy co będzie, gdy zdobędziemy 16 mandatów. Podobnie, gdy uzyskamy mniej niż 16 mandatów.
Ale zdaniem Białopiotrowicza liczba radnych nie ma większego znaczenia: – Wszystko zależy od temperamentu radnego, a nie nazwy klubu – przekonuje. – Z osobą skłonną do współpracy zawsze się porozumiemy. Niezależnie od przynależności politycznej.
Podobnego zdania jest inny lider PiR Zbigniew Targoński. – Poza tym część z nas dobrze się zna – twierdzi Targoński. – Szczególnie w komisjach, przy pracy nad uchwałami, nie było niepotrzebnych politycznych zgrzytów. Praca przebiegała merytorycznie, nawet na sesjach przy ważnych dla miasta uchwałach potrafiliśmy wspólnie uzgodnić najkorzystniejsze rozwiązanie. Teraz będzie tak samo.
Oni z nami nie pójdą
Mimo tych deklaracji PiR musi znaleźć sojuszników. Pewne jest, że w grę nie wchodzi SLD–UP. To drugie zwycięskie ugrupowanie, które wprowadziło 12 radnych. – My byśmy się nawet zgodzili, ale oni z prawicy z pewnością się nie zgodzą – żartowali wczoraj na Beliniaków (siedziba lubelskiej lewicy).
Koalicja z Samoobroną (jeden mandat) też wydaje się mało prawdopodobna. – Mamy odgórny zakaz, by wchodzić w jakiekolwiek układy z ludźmi Andrzeja Leppera – mówi jeden z radnych prawej strony sceny politycznej.
Trudny partner
Podobnie trudno będzie się dogadać z Lubelską Centroprawicą (jeden mandat). – Niestety, w tych wyborach samorządowych nie udało się doprowadzić do zjednoczenia prawicy. Najtrudniej było z Andrzejem Pruszkowskim, który zupełnie nie reagował na żadne nasze sygnały czy zaproszenia. Dlatego trudno było mówić o jakimkolwiek porozumieniu – żalił się na kilka dni przed niedzielą wyborczą Sławomir Janicki pełnomocnik KWW Lubelska Centroprawica obecnie radny tego komitetu. Ale część radnych uważa, że ta niechęć do Andrzeja Pruszkowskiego może być tylko chwilowa. – Nie wiem, co by się stało, gdyby nowy prezydent zaproponował Lubelskiej Centroprawicy np. fotel wiceprezydenta – zastanawiają się głośno.
Chodźcie z nami
Komitetowi Andrzeja Pruszkowskiego zostaje koalicja z Lubelskim Forum Samorządowym (dwóch radnych) i Porozumieniem Lubelskim (dwóch radnych). W radzie poprzedniej kadencji obecnie urzędujący prezydent w szczególnie kryzysowych sytuacjach mógł liczyć na wsparcie przynajmniej niektórych reprezentantów LFS. – Pruszkowski nie do końca nam się podoba, ale nie możemy doprowadzić do paraliżu władz miejskich – tłumaczyli przy takich okazjach radni Lubelskiego Forum Samorządowego. Dlatego koalicja z LFS jest bardzo prawdopodobna.
A co z Porozumieniem Lubelskim? – Do czasu ogłoszenia oficjalnych wyników nie będziemy wypowiadać w tej sprawie – kwituje Jacek Piasecki, rzecznik komitetu PL. Ale jak udało się nam nieoficjalnie ustalić, w tym przypadku koalicja też jest możliwa.
Najbardziej prawdopodobny wydaje się jednak scenariusz następujący: PiR nie szuka koalicji z konkretnym ugrupowaniem, ale rozmawia z poszczególnymi radnymi i w ten sposób tworzy większość, dzięki której może rządzić w mieście.