Z dworku na Węglinie pozostały ruiny, z planowanej renowacji nic nie wyszło. Mieszkańcy dzielnicy obwiniają konserwatora zabytków o blokowanie inwestycji. Zdaniem urzędników, winny jest właściciel terenu.
- Nie wiem, za co nasz konserwator bierze pieniądze - mówi Henryka Jarosławska z Węglina. - Przecież nic nie robi, tylko blokuje właściciela. Miało tam powstać duże centrum konferencyjne, ale przez konserwatora nic się nie udaje. Niech cokolwiek tam postawią, byleby się pozbyć tego bałaganu.
Wstępny projekt budowy centrum dotarł do służb ochrony zabytków w kwietniu ubiegłego roku. Przy al. Kraśnickiej miał powstać kompleks budynków konferencyjnych i hotelowych. Do tego basen i spa.
Urzędnicy poprosili o opinię ekspertów z Politechniki Warszawskiej. Okazało się, że projekt zbytnio ingeruje w otoczenie, jest bardzo ogólny i nie wspomina o szczegółach renowacji dworku.
- Właściciel otrzymał od nas szereg zaleceń - mówi Dariusz Kopciowski, zastępca wojewódzkiego konserwatora zabytków. - Pierwotna koncepcja nie odnosiła się do dworu. Oznaczałaby również wycięcie wielu starych drzew. Chodziło nam o zachowanie zabytkowego charakteru całego kompleksu.
Projekt odrzucono. Urzędnicy od ponad roku czekają na nowy. Właściciel pałacyku nie chce rozmawiać z dziennikarzami. Przyznaje jednak, że nie wie, kiedy zabierze się za przebudowę. Jego zdaniem, służby ochrony zabytków stawiają zbyt wiele wymagań.
- Niczego nie blokujemy - dodaje Kopciowski. - Skoro to jest zabytek, to musimy go chronić. Zdaję sobie sprawę, że konieczny jest nie tyle remont kapitalny, co odbudowa znacznych partii dworku - dodaje Kopciowski na uwagę, że za chwilę nie będzie czego ratować.
Konserwator nie zamierza dłużej czekać. W najbliższym czasie urzędnicy skontrolują ruiny pałacyku. Chcą zmusić inwestora do ich zabezpieczenia i rozpoczęcia renowacji.